ma_dziow
Dołączył: 28 Kwi 2008
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Warszawa
|
Wysłany: Pon 11:14, 29 Cze 2009 Temat postu: |
|
|
A wiecie, do czego ja ostatnio wróciłam?
Do "Przeminęło z wiatrem" z Clarkiem Gable. Jak byłam mała, zachwycał mnie ten film. Nadal jest dobry, owszem. Muzyka porywa, gra aktorska porywa, tytułowa Scarlett doprowadza do białej gorączki. Grrrr, jak ja nie znoszę tej baby! Vivien Leigh zagrała ją zbyt dobrze. Jak na współczesne sobie czasy (1939 r.), to ten film był fenomenem i takim pozostał do dziś. Bo kto dziś nie kojarzy słynnego "pomyślę o tym jutro".
A pomyśleć, że sam słynny Gary Cooper nie zgodził się zagrać głównej roli, bo wedlug niego miał to być największy shit wszechczasów.
Szczerze, po latach, to widzę więcej minusów w tym filmie niż plusów. A najpoważniejszym dla mnie jest sam związek Rhetta i Scarlet. Rhett to był cyniczny drań nad dranie. A zakochał się w tej lafiryndzie od pierwszego wejrzenia. bo co, spodobało mu się to, że skacze z kwiatka na kwiatek, czy to, że co drugie słowo w jej ustach to Ashley?
Za szybko im poszedł ten romans. Jakoś brakowało mi psychologicznego uzasadnienia tego związku oprócz naiwnego "kocham cię, bo jesteś taka wredna i tak uroczo marzysz o innym!"
Z tego samego powodu ją potem rzucił, ale mniejsza...
Najlepsza postać w tym filmie, to Mummy, murzyńska niania. Była boska.
|
|