Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Kiedy byłem małym chłopcem...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna -> Konkursy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kaliope
Administrator



Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 182
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Pią 13:22, 31 Paź 2008    Temat postu: Kiedy byłem małym chłopcem...

Właśnie w tym temacie czekamy na prace konkursowe. Zegar już odlicza dni i godziny do pierwszej uczty literackiej.

Przypominam, że do konkursu zakwalifikowały się:


1) ma_dziow
2) Melpomene
3) Minea


Zapraszamy do zapoznania się z Regulaminem i pióra w dłoń


Ostatnio zmieniony przez Kaliope dnia Pią 13:24, 31 Paź 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaliope
Administrator



Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 182
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Sob 13:29, 15 Lis 2008    Temat postu:

Zaczynamy konkurs, który niestety rozegra się tylko pomiędzy tylko dwoma paniami, bo trzecia nie dosłała pracy.
Powodzenia!


Tekst "A"

Dedykowane przeciwniczkom.

Myślodsiewnia

Starość nadeszła bardzo szybko. Rachubę czasu straciłem już dawno, a czasy, gdy byłem małym chłopcem pamiętam jak przez mgłę. Czasem paraliżuje mnie lęk przed tym, co mógłbym za nią zobaczyć. Nadchodzą jednak długie, zimne wieczory, wiatr raz czy dwa głośno zabawi się otwartą okiennicą, zacznie padać deszcz, a myśli same przychodzą i przypomnisz sobie, że według tej samej melodii krople uderzały dawno temu o zupełnie inny parapet.

Był sobie dom. Nie takie do jakich zwykł przyzwyczaić się każdy, młody czarodziej. Brakowało tam zakurzonych fotografii, których bohaterowie zjawiali się i znikali, kompletu dziecięcych miotełek, zaczarowanych przedmiotów, codziennych wróżb i rodzinnych obiadów. Z magicznym światem łączyły nas jedynie opasłe tomy zaklęć. Byliśmy z bratem zdani sami na siebie. Ja z czasem zająłem się nauką, on znalazł przyjaciół.

Nadszedł czas, kiedy musiałem przestąpić progi Hogwartu. Kiedy odjeżdżałem, po raz ostatni spojrzałem na dom jako miejsce, do którego chciałbym powracać i mieć w nim oparcie. Bo mało jest ludzi spragnionych ciepła i przyjaciół wiedzy i przynależności do świata, w którym mogą się odnaleźć, którzy nie zostawiają w Hogwarcie swego serca i duszy.

- Al, zobacz jak stąd pięknie widać nasz dom. Dość skromny, prawda? Ale spróbuj sobie go z lekka wyremontować w wyobraźni. Zobacz, teraz dom ma żółte ściany, a nie białe i odrapane. Teraz twoja kolej.
- Dom jest wielki, jak zamek. W środku tysiące magicznych schodów, mówiące obrazy i komnaty, lochy i wieże. Między ścianami przechodzą duchy, wokół wiele ludzi, jest jasno. W tym domu najczęściej siedziałbym w dużej Sali, gdzie zamiast sufitu można obserwować niebo.
- Powoli, mój synu. Chyba takich zmian w tym domu się nie doczekasz.
- Wiem, tato. W tym domu nie.


Była też matka. Gardziła magią, wyparła się jej i unikała jej jak ognia. Często zastanawiała mnie pasja, z jaką oddawała się mugolskim zajęciom. Czy chciała zagłuszyć tęsknotę za tym, co magiczne, czy tłumiła w sobie chęć złamania postawionych sobie zasad? W obu przypadkach była dla siebie za surowa, sądzę. Ojciec często mówił, że wszystko poświęciła dla nowych idei, którym chciała pozostać wierna. Dla mnie wciąż jest zagadką, ale której tak naprawdę nie chcę rozwiązać. Kiedy zmarła, starałem się znaleźć część jej samej, którą mógłbym nosić przy sobie. Jak wczoraj pamiętam chwilę, w której wchodziłem na strych, gdzie trzymała wszystkie swoje rzeczy. Najpierw uderzył mnie ostry zapach farby i rozpuszczalników, dopiero potem nastała uczta dla oczu. Dziesiątki płócien, kartki poprzybijane niedbale do ścian, malunki na podłodze i meblach, a wszystkie przedstawiały jedyny i ten sam motyw zachodzącego słońca. Miękkie miałem wtedy nogi, gdy sięgałem po pędzle, dotykałem pomalowanego drewna, trzymałem zwinięty papier. Zwilgotniały mi oczy, ale za nic nie mogę sobie przypomnieć, czy to wzniosłość chwili, wzruszenie czy zmęczone oczy przypominały o sobie. Malarz jednego obrazu, zwykł ją nazywać brat po tym, jak zaprowadziłem go na górę, by i on miał matkę przy sobie. ‘Czy dla mamy słońce nigdy nie wschodziło?’ spytał wtedy, a ja nie potrafiłem odpowiedzieć.

- Al, widzisz. Ten ptak był przyzwyczajony do wolności. Chciałeś mu pomóc, ale taka zamknięta przestrzeń mogła go lekko zniechęcić do życia.
- Dlaczego on się nie rusza, tato?
- Miał złamane skrzydło, co w większości przypadków…
- On jest zimny, mamo!
- Ten dzięcioł jest martwy, Albusie. Dropsa?


Był też ojciec. Można powiedzieć ‘dawno i nieprawda’, ale był. Na swój sposób go kochałem, chociaż głównie przez więzy krwi. Jako człowiek był mi zupełnie obcy, ale instynktownie wyczuwałem u niego ogromne pokłady ciepła. Do dziś żałuję, że tak mało ze sobą rozmawialiśmy. Siedział na skórzanym fotelu, z otworzoną książką na kolanach. O uśmiechniętych, maślanych oczach i rozczochranych, siwych włosów. Obraz ten staje mi przed oczami często, ale jak to z obrazami bywa, nie mogę zajrzeć do środka, obejrzeć ze wszystkich stron, zlustrować i przeniknąć. Gdy myślę o ojcu czuję, że to on był filarem podtrzymującym cały nasz dom. Wraz z jego śmiercią runęło to wszystko, co budowaliśmy całą rodziną. Wtedy miałem do niego żal, ale teraz już wiem, że konstrukcja nigdy nie opiera się na jednym filarze, ale na wielu. On umierając udowodnił nam nasze słabości, pychę, próżność, dumę i lęk przed sobą nawzajem. Z pewnością, wielki to czyn i wlicza się w jego zasługi, ale nigdy do końca nie wiedziałem, czy kochać go za to, czy nienawidzić?

- Al, mama skarżyła się, że nigdy nie chcesz iść spać. Nie chcemy chyba jej denerwować, prawda? Rad jestem, że się zrozumieliśmy. Obiecaj więc, nie sprawiać mamie więcej kłopotu.
- Obiecuję, ale zanim wyjdziesz… Czy mógłbyś sprawdzić, czy pod łóżkiem… Czy tam nikogo nie ma?
- A co dokładnie spodziewasz się tam mieć? Bo widzisz, kiedy znasz imię lub nazwę tego, czego się boisz łatwiej można oswoić strach. Z czasem łatwiej ci o tym mówić, w końcu sam siebie przekonasz, że tego się nie boisz. Pamiętaj więc, zawsze nazywaj rzeczy po imieniu.
- Zajrzyj tam, dla pewności.
- Kilka książek, jakieś gry, parę zabawek i całkiem pokaźna kolekcja brudu! Posprzątaj to jutro. Dobranoc.


Gdzieś między mną a bratem, między dwoma biegunami, między harmonią i chaosem, między bielą i czernią pojawiała się też moja siostra. Ariana była niewinna, delikatna, naiwna, prostolinijna, posłuszna i ufna. Dobry Bóg stworzył ją do małomiasteczkowego życia i podczas gdy ja wszystkimi siłami próbowałem stamtąd uciec, ona między murowanymi ścianami, między książkami i w szparach w drzwiach, wszędzie dostrzegała dom z prawdziwego zdarzenia. Nie daliśmy jej pożyć długo, ale choć brzmi to jak kawał czy ironia, czuję jedynie olbrzymią pustkę, której wypełnić nie mogą żadne przekonania religijne.
To był moment, który mógł mnie i brata zjednoczyć na nowo, abyśmy mieli już zawsze mniejszą czy większą namiastkę rodziny. Mógł również wydrążyć między nami ogromną przepaść, której w żaden sposób nigdy nie zdołamy przeskoczyć. Sam byłem ciekaw czy zwycięży miłość czy wzajemna pogarda. Moja rodzina skończyła się szybko, on podszedł do mnie, wymierzył cios i odszedł plując mi pod nogi. Ksiądz wzdrygnął się wtedy i miałem wrażenie, że go zaraz zruga za złe postępowanie w tym świętym miejscu. Wzruszył jednak tylko ramionami i oddalił się.
Zawsze osiągałem wszystko co chciałem, ale na wspomnienie biednej Ariany obiecałem wyrzec się najwyższego trofeum. Choćby kosztowało mnie to wielu wyrzeczeń i niezliczonych korzyści, przechodzących mi koło nosa, ale tą ceną i tak nigdy nie zapłacę za jej życie.

- Dumbledore, czy ja dobrze zrozumiałam?
- Doskonale, Rebecko. Ale uważam moją kandydaturę jako niespełniającą wymagań, które stawia Ministerstwo.
- Ależ, Dumbledore! Albusie! Wygrana w zasięgu ręki, nie musiałbyś robić nawet kampanii, ludzie cię szanują i chcą ciebie na to stanowisko.
- Jestem oddany tej szkole. Wybacz, ale nie. Minister Magii to coś dla tych urzędników, którzy chcą się temu w całości poświęcić.
- Głupiec z ciebie, Dumbledore.
- Sama więc widzisz, dropsa?


Był sobie też Grindelwald. Ale to już zupełnie inna myśl.
KONIEC
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaliope
Administrator



Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 182
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Sob 13:33, 15 Lis 2008    Temat postu:

Tekst "B"



Kiedy byłem małym chłopcem, trwała wojna.
Kiedy stałem się dużym chłopcem, ta cholerna wojna wciąż trwała.
Niektórzy mówią, że nic się nie zmieniło. Voldemort upadł za sprawą Chłopca, Który Przeżył, zniknął na jakiś czas i znów się odrodził. Zdrajcy i szuje nie musieli wyłaniać się jak za sprawą czarodziejskiej różdżki, bo przecież nie zniknęli. Tak samo mówiono o walce, mrocznych czasach i wyborach. Niby niewiele, ale dla mnie różnica pomiędzy pierwszą a drugą wojną stała się istotna dosłownie w jednej sekundzie. Sekundzie, której nie zdążyłem zauważyć i chyba wciąż tego żałuję. Staram się myśleć, że gdyby choć raz chwila nie stała się ulotną, mógłbym coś zmienić.
Kiedy byłem małym chłopcem, trwała wojna. Była wszędzie. Zaklęta w piórze dziennikarzy Proroka, w słowach dorosłych i w umyśle dziecka. Miałem niespełna pięć lat, gdy się skończyła, ale w pamięci została. Nocą, gdy płakała mama, a tata siedział z poszarzałą twarzą przy kominku, wymykałem się z łóżka. Stąpając cicho bosymi stopami, starałem się nie robić za dużo hałasu i marzłem na schodach, wypatrując oznak Wojny. Skoro czaiła się wszędzie, chciałem ją zobaczyć, prawda? Wy też byście chcieli. Przychodzili do nas czarodzieje, zjawiali się ponurzy panowie w czarnych szatach i mówili o czającym się po kątach Złu.
Obszedłem cały dom, od piwnicy po strych, ale tego Zła nie znalazłem. Tylko ghul wył jak zwykle, ale to nie jego się bali.
Kiedy mama krzyczała, dlaczego nie śpię, zacząłem się żalić, że kłamią. Szukałem tego, o czym mówili, ale ich słowa nie odzwierciedlały prawdy. Westchnęła, wzniosła oczy do sufitu i poszła poszukać taty.
Siedząc przy kominku i składając rude głowy na kolanach taty, dowiedzieliśmy się, że świat dzieli się na dobrych panów i złych panów, jest namalowany białym i czarnym kolorem i wszystko jest oczywiste. Ci źli – robią ci krzywdę i zabierają daleko od rodziców. Ci dobrzy – pomagają i „niosą przed sobą oręż sprawiedliwości”. Tata naczytał się gdzieś mugolskich książek i sporo nasłuchaliśmy się o rycerzach na białym koniu znikających w promieniach zachodzącego słońca, słowach honoru, wierności i ideach. O wierze w lepszy świat i wspaniałe jutro.
Percy zmarszczył wtedy nos i powiedział swoim stale przemądrzałym tonem, z którym chyba się już urodził.
- Miejsce wszelkich niegodziwców jest przed obliczem prawa!
- Właściwie – zawahał się Charlie. – Nie mam tak strasznie nic przeciwko, dopóki nie skrzywdzą jakiegokolwiek smoka.
- Ja też nie mam. – wtrąciłem radośnie z poparciem brata. - Dopóki płacą za mój wyimaginowany towar w moim wyimaginowanym sklepie.
Tata zakrztusił się sokiem z dyni i na tym opowieść się skończyła. Chyba nie o takie przesłanie im do końca chodziło.
Kiedy stałem się dużym chłopcem, nie było powieści, kominka i rudych głów na kolanach. Miotałem się w ciemnościach, przerażony, otoczony przez wrogów i nigdzie nie było widać rycerzy na białym koniu. Nie było już bieli i czerni, dobra i zła, istniało tylko przesłanie silniejszego od nas, iż „najważniejsza jest władza i potęga”. I zaczęło do mnie docierać, że całkowicie się z tymi słowami zgadzam. Przypominały mi się wciąż słowa rozzłoszczonej Trelawney, kiedy rzuciłem jej łajnobombę na środek klasy:
- Źle skończysz, Weasley. – wróżyła. Tylko to potrafiła najlepiej, w odlewaniu straszliwych przepowiedni z wosku, przepowiadaniu śmierci w kupce zmokniętych fusów i mozolnym wpatrywaniu się w zakurzone kule nie było jej równych. – Ja ci to mówię, źle skończysz.
Kto by się wtedy przejmował wieszczeniem starej wariatki.
Dziwnym trafem strzępki słów z dawno zapomnianych lekcji stawały się niezwykle ważne w ogniu walk, w samym środku czegoś, co określasz mianem „beznadziejnej sytuacji”. Wtedy jeszcze bardziej tęsknisz za światem dzieciństwa, gdzie zły pan przegrywał z dobrym panem.
Kiedy byłem małym chłopcem, myślałem, że wszystkie wojny są takie same. To nieprawda. Największą różnicę stanowią rozwiane złudzenia. I świadomość, że nie wystarczy parę skrzynek kanarkowych kremówek, czy cukierków powodujących wymioty. Nikt cię nie zwolni z walki, dlatego, że zachorowałeś, ssąc drugi koniec cukierka. Z całą pewnością zwolni cię z życia.
Dwa razy zobaczyłem śmierć, która wryła mi się na zawsze w pamięć. Kiedy byłem mały, śledziliśmy zimą Charliego podczas wędrówki po lesie. A raczej próbowaliśmy śledzić, bo Ron był już wtedy na świecie i lazł za nami, wyjąc, żebyśmy zaczekali tak, że echo niosło się po całym St. Catchpol. Charlie miłosiernie udawał, że nas nie widzi i nie słyszy i tak trwała ta farsa, dopóki na śniegu nie błysnęło kolorami. Charles pochylał się nad małym dzięciołem. Jeszcze oddychał, jego czerwone pióra na ogonie odcinały się wyraźnie na białym puchu. Niewiele mogliśmy dla niego zrobić, bo czary przecież nie załatwią za nas wszystkiego. Wbrew opinii niektórych, czarodzieje nie są wszechmocni. Tym bardziej dzieci. Staliśmy nad tym cholernym dzięciołem i było mi bardzo, bardzo smutno. Zakopaliśmy go pod sosną.
Druga śmierć, którą też wyraźnie zapamiętałem, również była kolorowa. Zadziwiające, jak niewiele ma wspólnego z bladą kostucha, którą przedstawiają na swych obrazkach mugole. Zielone błyski zaklęć, siwy dym i czarne płaszcze. Pamiętam też śmiech, bo w jakiś sposób ta sytuacja wydawała mi się przez chwilę zabawna. Ja przecież lubię się śmiać. Czarna była ziemia, kiedy wojenni bohaterowie żegnali przyjaciół, czarne były szaty księdza odprawiającego ceremonię i tegoż samego koloru szaty zrozpaczonych czarownic. Tylko łzy były bezbarwne.
Kiedy byłem małym chłopcem, śmierć wydawała mi się czymś fascynującym, nawet jeśli tylko widziałem ją w postaci martwego dzięcioła i w słowach ojca. Szukaliśmy wtedy wojennego bohaterstwa i chwały, niespotykanych czynów i wzniosłych słów. Jako duży chłopiec przyznałem rację tym, że śmierć jest zbyt szybka, by miała czas na te wszystkie bzdury.
Czy już wspominałem, że wojna zmienia wszystko, a zarazem nic? Niby jest taka sama, wciąż budzi grozę, a strach czai się wszędzie. Na zewnątrz i w umyśle. Ale zanim się obejrzysz, nagle są różnice. Najpierw subtelne, ale w końcu je zauważasz, a następnie stają się częścią twojego życia. Pierwsze zmiany zaczęły się od domu.
Kiedy byłem małym chłopcem, Nora była… Norą. Duża, chyląca się ku ziemi, niezbyt ładna z zewnątrz. Pachnąca ciastem i naszymi nieudanymi eksperymentami, głośna w narzekania Percy’ego, rechot Billa i obrażony wrzask małego Rona. Zatłoczona do granic możliwości wszystkimi Weasleyami, jednym ghulem i namolnymi gnomami w ogrodzie. Skrywała nasze wynalazki, mugolskie śmieci taty i samotność Harry’ego, który dopiero u nas uczył się, czym właściwie jest rodzina.
Kiedy stałem się dużym chłopcem, Nora wciąż jest Norą, ale nie tą, którą chciałbym, żeby była. I niewiele mogę na to poradzić. W tej nowej Norze, dotkniętej piętnem drugiej wojny nie ma już opowieści o rycerzach na białym koniu i bajek, gdzie dobro zwycięża zło. Tata nie siada przy kominku, a rude głowy nie kładą mu się na kolanach. Raczej dłużej zostaje w pracy, a mama rozpaczliwie wpatruje się w kuchenny zegar. Jest coś niesamowitego w jej spojrzeniu, coś co budzi nieokreślone dreszcze. Podchodzę do niej i proszę, żebym ze mną porozmawiała, żeby oderwała myśli o tym, „co było”, by skupiła się na tym, „co będzie”. Nie słucha.
Jakoś tak… dom stał się bardziej pusty. A przecież jesteśmy w nim wszyscy, siedzimy obok siebie. Jest też Harry, który nie potrafi znaleźć właściwych słów w obecności Ginny, jest i Hermiona, której słów raczej nie brakuje, gdy Ron jest w pobliżu. Przecież jest tłoczno, bo Fleur wypełnia salon całą sobą, a mały Teddy drze się, szukając butelki. Tłoczno i strasznie cicho. Nocami chodzę po domu, nasłuchując szlochania matki, koszmarów Harry’ego i nerwowych tłumaczeń Percy’ego. Dobrze, że się tłumaczy, jeszcze nie zapomniałem draniowi. Rodzeństwu powinno się wybaczać, ale jednocześnie trzeba przypominać. Bo Percy wie i ja to wiem, że przede wszystkim trzeba być Weasleyem. Weasleystwo zobowiązuje i jeśli się o tym pamięta, to wystarczy. Percy nie ma lekko, bo wciąż za nim chodzę i mu to przypominam.
Właściwie, nikt nie ma ze mną lekko. Potrafię irytująco dmuchać w włosy Ginny, aż ta rozdrażniona wstaje i odchodzi, włóczę się za Ronem i śledzę kroki Harry’ego. Robię wszystko, żeby ta dawna Nora stała się na powrót taka sama. Wtedy mama uśmiechała się, gdy do niej podchodziłem, tuliła i całowała. Percy piszczał jak dziewczyna, gdy wyskakiwałem na niego z różnych zakątków domu. Już nie chcę, by tylko kiwali głową i szli dalej, nie reagując na moją obecność. Nie chcę, by wykluczali mnie ze swojego życia, bo nie potrafię biernie obserwować, że to wszystko jakoś toczy się dalej.
Weasleyowie zawsze pozostaną Weasleyami, a Nora będzie ich pełna. Nawet jeśli wskazówka zegara z napisem „Fred” niesprawiedliwie będzie stała w tym miejscu, w którym nie powinna.

Koniec
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Minea
Administrator



Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Sob 19:43, 15 Lis 2008    Temat postu:

Ze względu na ilość prac obowiązują zasady oceniania stosowane w Pojedynkach.

Pozdrawiam, Minea.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kate-rama




Dołączył: 25 Sie 2008
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: a bo ja wiem

PostWysłany: Pon 21:30, 17 Lis 2008    Temat postu:

Jeżeli zasady jak w pojedynkach, to:

Pomysł:
A: 0,6
B: 0,4
Pierwszy tekst bardziej nostalgiczny, jakby z dystansem, trochę bardziej różnorodny - tym mnie ujął. Klimat się leje. Drugi również nie był zły, kwestia wyłącznie odbioru.

Styl:
A: 0,5
B: 0,5
Pierwszy tekst ładniejszy językowo, ale różne drobne wpadki były, w drugim wpadek mniej, ale z kolei bardziej sucho. Niech będzie po równo.

Realizacja tematu:
A: 0,5
B: 0,5
Były wszystkie (chyba) elementy, chłopcy też byli, po równo.

Ogólne wrażenie:
A: 0,8
B: 1,2
Miałam problem z oceną, co chyba widać... Jednak to drugi tekst jakoś tak mocniej wzruszył, końcówką szczególnie, choć się jej domyślałam już właściwie od początku. Może po prostu dlatego, że sama częściej poruszam się w klimatach pierwszego i już mam ich za dużo? Obieście panie zrobiły kawał dobrej roboty. Tak więc:

Razem:

A: 2,5
B: 2,6

Pomyliłaś się przy końcowym podliczaniu punktów.
A: 2.4
B: 2,6
Kaliope
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pokrzywa




Dołączył: 04 Wrz 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.

PostWysłany: Czw 15:26, 20 Lis 2008    Temat postu:

Pomysł:
A: 0,4
B: 0,6
Pierwszy tekst był dla mnie trochę może naciągany, niespójny, urywany. Nawet nie przez wstawki dialogów z przeszłości. Ale drugi zdaje mi się ciekawszy, bardziej do mnie po prostu trafia. Może to dlatego, że o Weasleyach.

Styl:
A: 0,45
B: 0,55
Hm. W obu jest nieźle, w drugim może nieco lepiej jak na mój gust, ale mam wrażenie, że mogłoby być lepiej. Może nie mam nastroju, ale wydaje mi się, że trochę wszystko napisane jest po łebkach.

Realizacja tematu:
A: 0,5
B: 0,5
Zrealizowano.

Ogólne wrażenie:
A: 0,75
B: 1,25
Żaden tekst mnie nie zachwycił, jednak drugi... drugi o tyle lepszy, że porusza temat Weasleyów, ich rodzinę po wojnie. Pierwszy to opowieść Dumbledore'a, a ja jakoś za takimi nie przepadam - Dumbledore zwykle przestaje być aż tak ciekawą postacią.

Razem:
A: 2,1
B: 2,9
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaliope
Administrator



Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 182
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Pią 1:50, 21 Lis 2008    Temat postu:

Pomysł:
A: 0,4
B: 0,6
Jaka szkoda, że nie można dawać zer. Ja się tak męczyłam z warunkami, a co wy zrobiłyście z nimi? Jedno wielkie NIC!
Przepraszam bardzo, ale jestem zawiedziona. Czekałam na jakieś fajerwerki, na coś co mnie zmusi do wykrzyknięcia "wooow"!

Styl:
A: 0,6
B: 0,4
Kojarzę który styl jest czyj, bo już się wami oczytałam i gratuluję autorce tekstu A postępów. Ładnie składała słowa w zdania. Przy B tak długo waliłam głową w ścianę, że przebiłam się do sąsiadów. Niestety muszę to przyznać - miał żenująco niski poziom jak na możliwości pisarki. jednak dało się zauwazyć dawnego ducha twórczości i dlatego wysoko oceniam.

Realizacja tematu:
A: 0,5
B: 0,5
Zrealizowano

Ogólne wrażenie:
A: 1
B: 1
Pierwszy tekst był bardzo dobry jak na możliwości autorki, miał bardziej przemyślane i ładnie wplecione warunki, ale przejadł mi się Dumbledore i jego problemy rodzinne. Po VII tomie fandom w tym wątku zatonął.
Drugi tekst wydarł z mej duszy jęk rozpaczy. Styl ledwie się tlił, warunki są wrzucone na siłę. Podobało mi się tylko przedstawienie Nory i jak jej mieszkańcy radzą sobie z wojenną zawieruchą. Jednak tego też było jakoś mi mało i uważam, że autorka mogła bardziej rozwinąć te wątki.

Jak już wspomniałam w jednym i drugim tekście rozczarowało mnie powierzchowne liźnięcie tematu. Napisałyście to byle by było. Bardzo słabe to starcie.

Razem:
A: 2,5
B: 2,5


Ostatnio zmieniony przez Kaliope dnia Pią 1:52, 21 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaliope
Administrator



Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 182
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Nie 0:30, 23 Lis 2008    Temat postu:

Konkurs "Kiedy byłem małym chłopcem..." dobiega końca.
<Tłum szturmuje tablicę z wynikami>

II miejsce z sumą 7 punktów - zdobywa Minea
Zaszczytne I miejsce z sumą 8 punktów - zdobywa ma_dziow

Zwycięzca przy fturze fanfarów otrzymuje księgę pierwszą z Trylogii Czarnego Maga Trudi Canavan - " Gildia Magów"

Pogratulujmy i zwyciężczyni i uczestnikom!


Ostatnio zmieniony przez Kaliope dnia Nie 0:35, 23 Lis 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kate-rama




Dołączył: 25 Sie 2008
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: a bo ja wiem

PostWysłany: Pią 14:41, 05 Gru 2008    Temat postu:

Gratuluję, dziewczyny! Szkoda, że nie było więcej uczestników - a tak, mamy tłum metaforyczny Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna -> Konkursy Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin