Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[M] Godzina

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna -> HP Fanfiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ma_dziow




Dołączył: 28 Kwi 2008
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 13:39, 25 Maj 2008    Temat postu: [M] Godzina

G O D Z I N A
„Bo widzisz, Harry, to nasze wybory ukazują, kim naprawdę jesteśmy, o wiele bardziej niż nasze zdolności.”
- Albus Dumbledore –


Powiadają, że czas jest pojęciem względnym. Czasu nie da się dokładnie zmierzyć, wtłoczyć w określone ramy i wnikliwie zbadać. Płynie sobie własnym rytmem, podśmiewając się cicho z przesuwających się wskazówek zegarów i przenikliwych dzwonków budzików. Prześlizguje się niezauważony, przecieka przez palce, wciąż do przodu, wciąż przed siebie i już nie wraca. Dla każdego obecny jest inaczej. Sekunda może trwać wieczność, a godzina przeminąć nie wiedzieć jak i kiedy. I tylko decyzje, które podejmujesz są stałe i niezmienne. Bo gdzieś, w tej ulotnej chwili pomiędzy ustami a brzegiem pucharu, pomiędzy Avadą i Kedavrą lub jedną wskazówką zegara a drugą – jest taki czas, gdy mówisz tak lub mówisz nie, ze świadomością, że wypowiedzianych słów już nie cofniesz.
Niektórym się wydaje, że czasu mają aż nadto. Albus Dumbledore wie, że nigdy nie miał go za wiele.

***
Kukułka magicznego zegara oznajmia godzinę. Tłum zebrany w sali przesłuchań Ministerstwa Magii liczy cicho pod nosem. W chwili, gdy przemija echo jedenastego, ostatniego już uderzenia, rozlega się głos przewodniczącego Sądu Wizengamotu.
- Zarządzam godzinną przerwę w rozprawie – oznajmia - Sędziowie udadzą się na naradę.
Konsternacja. Czarodzieje zgromadzeni na sali rozpraw rozglądają się po sobie ze zdziwieniem, niezadowoleni. Zaintrygowani wyciągają szyje, chcąc mieć jak najlepszy widok i wybadać, co się dzieje. Ciche na początku szepty, przeradzają się w pomruk zirytowanego tłumu. Reporter Proroka Codziennego krzywi się z niesmakiem i osuwa się na krześle. Wygląda na to, że zapowiada się długi dzień, bo najbardziej przewidywalny proces ostatnich lat właśnie przed chwilą przestał takim być.
- Na cholerę ta przerwa? – mruczy niezadowolony dziennikarz do sąsiada – Wszyscy wiemy, że ten proces może się skończyć tylko w jeden sposób. Jeśli sędziowie zdecydują inaczej, opinia publiczna ich zeżre.
Obaj zerkają na więźnia, który - przykuty złotymi łańcuchami do krzesła przesłuchań - czeka spokojnie na dementorów. Nie poświęca czarnym stworom żadnej uwagi, zupełnie jak gdyby ich obecność nie robiła na nim najmniejszego wrażenia. Ale myliłby się ten, kto uznałby, że sądzony czarodziej nie zwraca w ogóle uwagi na otoczenie. Szare oczy więźnia ani na chwilę nie opuszczają osoby, która zaledwie kilka dni temu stała się bohaterem czarodziejskiego świata. Wychodzący na naradę Albus Dumbledore czuje na sobie to palące spojrzenie. Przyciągany jego siłą kapituluje sam przed sobą i odwraca się w drzwiach, napotykając wzrok aresztanta. Wargi Gellerta Grindelwalda rozchylają się lekko w triumfalnym uśmieszku. Albus zna ten wyraz twarzy, miał wystarczająco wiele czasu, by teraz nie móc go tak szybko zapomnieć. Jakieś echo dawnych czarów najwyraźniej wciąż musi działać, bo w jednej chwili wracają wspomnienia kiedy to ten ironiczny uśmieszek towarzyszył Albusowi przez jedno upalne lato. Tylko że teraz jest w nim coś nowego i nie jest to spowodowane li tylko przebrzmiałą nutą minionych godzin i lat. Albus widzi wyraźnie odciśnięte piętno wyrachowania, okrucieństwa i przeświadczenia, że cały świat leży Grindelwaldowi u stóp. W jego uśmieszku Dumbledore z łatwością odczytuje posmakowanie władzy i potęgi, obrazy krwi ofiar Grindelwalda, oraz majaczący cień mrocznych murów Nurmengardu.
Zanim drzwi z łoskotem zamkną się za ostatnim członkiem sądu Wizengamotu i kontakt wzrokowy obydwu czarodziejów zostanie przerwany, Albus zastanawia się, kiedy uśmiech Grindelwalda zdążył tak się zmienić. I czy rzeczywiście się zmienił, a może młody Dumbledore, odurzony konsekwencjami gorących letnich nocy, nigdy nie chciał go widzieć.
W komnacie przyległej do sali przesłuchań przewodniczący Wizengamotu siada i rozkłada papiery. Spogląda patrzy na wiszący na ścianie zegar, pociera zmarszczone czoło i kiwa głową.
- Przeanalizujmy raz jeszcze materiał dowodowy – mówi, nie przejmując się zbiorowym westchnięciem reszty zebranych. Oni i tak już wiedzą, za jakim rozwiązaniem będą głosowali. – Mamy godzinę.
I czas, nie ten prawdziwy, ale ten złapany w sidła dwóch wskazówek zegara, zaczyna biec.

***
Życie Albusa Dumbledore’a odmierzają godziny. Nie, nie te, trzymające się ściśle czarnych cyferek na białej tarczy, ale pojedyncze, poszczególne i jedyne w swoim rodzaju. Albus ma świadomość, że wszystkie najważniejsze wydarzenia w jego życiu trwają dokładnie jedną magiczną godzinę. Nie wie tylko, czy było tak już zawsze, czy nadeszło to dopiero wraz ze słowami Cassandry Trelawney. Ma trzynaście lat, gdy stara, przygarbiona i półślepa Cassandra zbliża się do niego na szczycie Wieży Astronomicznej, na której lubi tak przesiadywać, i chrapliwym głosem wypowiada jedną ze swoich ostatnich już przepowiedni.
- Twoje życie potoczy się w rytmie godziny.
Tylko tyle i aż tyle. Młody Albus zna Cassandrę wystarczająco, by wiedzieć, że naleganie na wyjaśnienia nic nie da. Stara wieszczka - w przeciwieństwie do jej podobnych - swoje przepowiednie pamięta. Wszystkie, co do jednego szczegółu. Ale nigdy nie mówi nic ponad to, co chce przekazać, nierzadko skrywając tajemnice większe niż niejeden niewymowny z Departamentu Tajemnic.
I życie Albusa toczy się w rytmie poszczególnych, magicznych godzin. Tych kilkudziesięciu minut, które płyną i płyną, zmieniając bieg wydarzeń i jego życie. Wskazówki zegara przesuwają się powoli o jedną cyfrę, gdy jego siostrę krzywdzi banda lekkomyślnych niedorostków, a wraz z kolejnymi biegnącymi sekundami rozpoczyna się rodzinna tragedia Dumbledore’ów. Ariana już nigdy więcej nie będzie tym wesołym, szczęśliwym dzieckiem, a za szukającym na własną rękę sprawiedliwości Brianem Dumbledore’m zamkną się więzienne kraty Azkabanu.
Coś się kończy, by mogło zacząć się coś nowego.
Niespodziewanie to Albus staje się głową rodziny i spada na niego niechciany ciężar odpowiedzialności. Kocha swoją rodzinę. Nieprzewidywalną Arianę, zamartwiającą się matkę i niepokornego Aberfortha. Kocha, ale jednocześnie ma tę świadomość, że są dla niego
w pewien sposób obciążeniem i ograniczeniem swobody. Albus czuje się wyjątkowy, chce dokonywać rzeczy, na które innym nie starcza odwagi lub umiejętności. I mimo, że jest tak wyjątkowy, jego decyzje zawężają się do punktu, w którym samemu sobie mówi się nie, bo innym trzeba powiedzieć tak. Świadomość tego faktu czyni go w głębi duszy nieszczęśliwym.
Wielkie umysły nie mogą zostać ciasno upchnięte w ramy nakazów i zakazów.
Marzenia Albusa wznoszą się wysoko, wysoko, wolne ponad wszystko. I tak jak się wznoszą, tak gwałtownie spadają w dół. Razem z Elfiasem Doge’m mają nadzieję wyrwać się w roczną podróż, poznać szeroki świat i jego magię, ale prawie godzinne ostatnie przygotowania do podróży kończy wiadomość o śmierci Kendry. Sfrustrowany i zdesperowany Albus zaczyna się wahać. Mimo wszystko, mimo osieroconej siostry i brata, chce jechać, zostawić rodzinny dom daleko w tyle i wraz z marzeniami sięgnąć gwiazd. Poczucie obowiązku ostatecznie przeważa i Dumbledore podejmuje decyzję, od której nie ma już odwrotu.
W tej samej chwili mija ostatnia sekunda godziny.
Pewnego letniego wieczora, gdy cykają świerszcze a ptaki kładą się do snu, nadchodzi Grindelwald. Młody, złotowłosy chłopak o przewrotnym uśmiechu i bystrym umyśle. Bardzo szybko staje centrum wszechświata Dumbledore’a i tego lata Albus czuje się zupełnie inaczej. Dziwnie, nieswojo i zarazem wspaniale. Zupełnie jak gdyby marzenia, po które próbował sięgnąć, nagle znalazły go same. Elfiasa od jakiegoś czasu już nie ma, ale kiedy Albus tonie w szarej głębi oczu Gellerta, brak starych przyjaciół przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.
Upalne, letnie dni należą do nich i tylko do nich. Obaj są wysocy, smukli, utalentowani i piekielnie inteligentni.
- Jesteśmy idealni – mruczy Gellert i Albus się z nim zgadza.
- Wyjątkowi – powtarza innym razem złotowłosy Grindelwald ze swoim charakterystycznym uśmieszkiem przekory, a Albus uśmiecha się do niego.
- Jesteśmy niepokonani – mówi, gdy leżą razem na słońcu nad rzeką. Albus nie zaprzecza -
Z naszą wiedzą, mocą i potęgą, z naszym talentem podbijemy cały świat. Dokonamy tego, czego innym się nie udało. Nikt nam się nie oprze, zmienimy wszystko i wszystkich. Tylko my dwaj. Ja i ty. Ty i ja. Co o tym myślisz, Albusie?
- Myślę, że masz rację – wtula twarz w ramię przyjaciela.
Gellert obraca lekko głowę, a ich twarze są teraz bardzo blisko siebie.
- Mam rację? – pyta i Albus znów widzi ten jego uśmieszek, który zawsze przyprawia go o mocniejsze bicie serca i niepokój. Bo w tym uśmiechu kryją się zarówno obietnice, jak i tajemnice, których Albus nie potrafi rozszyfrować - W czym jeszcze się nie mylę? W tym także?
W następnej chwili Albus czuje pod sobą miękką trawę, na sobie ciało Grindelwalda, a na ustach jego wargi. Zaskoczony szarpie głową w bok, ale nie da się uciec od tego, czego chce, ba, żąda przyjaciel. To zupełnie nowy rodzaj magii, którą obaj właśnie zaczynają zgłębiać i Albus nie bardzo wie, dokąd go te odkrycia zaprowadzą.
- Przecież mam we wszystkim rację – mruczy Gellert prosto w jego usta, ciepłe oddechy mieszają się ze sobą – Sam to przyznałeś.
Kiedy Albus wciąż się waha, przyjaciel zaczyna się śmiać.
- Uciekasz – Niecierpliwa dłoń wędruje powoli w dół, coraz niżej i niżej, odkrywa nieznane sobie obszary, a oddechy obojga stają się urywane – Jesteś jak ten znicz, którym bawiliśmy się wczoraj. On też próbował się wyrwać. Bądź jak tłuczek, który zawsze wraca.
Albus już się nie wyrywa. Podejmuje decyzję, jedna prowadzi do drugiej, kolejna do następnej, a z żadnej z nich nie można się już wycofać. Poszczególne letnie godziny upływają zbyt szybko. Godzina staje się sekundą, ale sekunda nie staje się wiecznością. Czas, ten niezmierzony i wolny, płynie wraz z pocałunkami, i drżącymi westchnieniami. Zabiera ze sobą dotyk i wspomnienie słonego potu. Chłodzi rozpaloną skórę, koi ból przytłumiony przyjemnością. Choć młodym kochankom może tak się wydawać - czas nie stoi w miejscu.
W letnie, upalne godziny wtulony w ciało kochanka Albus nie pamięta różnic między uciekającym zniczem a wracającym tłuczkiem. Wydają się nieistotne, a myśli o tym, że złapana w dłoń złota piłeczka pozostaje, a tłuczek odrzuca się ze wstrętem – rozmazują się i odpływają.
Odchodzą w zapomnienie tym samym takie pojęcia, jak dobro i zło, biel i czerń, nakazy i zobowiązania oraz prawda i fałsz. Wirują wśród rozbieganych myśli a Albus nie znajduje – nie chce znaleźć – w sobie dość sił, by je przyciągnąć, rozwikłać i rozplątać. Zostają schowane głęboko jak niepotrzebna rzecz na dnie zakurzonej szafy umysłu, gdzie myśli i emocje plączą się coraz bardziej i bardziej.
Wracają, wraz z biegiem jednej z kolejnych godzin, która upływa, niosąc ze sobą wspomnienia wyrazu niesmaku i obrzydzenia na twarzy Aberfortha i gorzkich słów. Echo kłótni całej trójki i huk zaklęć niesie się po całym domu, a czas przyspiesza, kończąc się tragedią rodziny Dumbledore’ów.
Abeforth nie wybacza własnemu bratu, Albus nie wybacza samemu sobie, żaden z nich nie wspomni już więcej Grindelwalda. Upływający czas zaciera obrazy szarych oczu przyjaciela, odbiera smak pocałunków i milknie echo radosnego śmiechu, i głośnych marzeń o potędze i chwale. Wraz z ciszą przychodzi otrzeźwienie i Dumbledore rozumie, że nie trzeba być wielkim człowiekiem, wystarczy być człowiekiem. Na magiczną moc zaś nie składają się szumne słowa o czystości krwi, władzy i potędze, nie jest to też zanurzanie się w mrok i ciemność. Albus znajduje pocieszenie i wsparcie w jasnej stronie magii.
Kolejny raz dawni przyjaciele spotykają się kilka dni temu. Obaj wielcy, potężni, z mocą i dokonaniami, jakimi może się poszczycić niewielu czarodziejów. Wyjątkowi. Obaj osiągnęli to wszystko, idąc zupełnie różnymi ścieżkami. Stają po przeciwnych stronach barykady, bo tak wybrali kiedyś, dawno temu. Godzinna walka kończy się upadkiem Grindelwalda i chwałą Dumbledore’a.
Decyzje zostają podjęte, a od nich nie ma już odwrotu.

***
Tik - tak…, tik - tak…
Czas mija. Wskazówki zegara przesuwają się, ciągnąc za sobą sekundy i minuty. Prawdziwy czas nie ma ani początku ani końca i nie można go zatrzymać. Jednak chwila, dana człowiekowi, w tej rzeczywistości - pozostanie tylko chwilą. A chwile nigdy nie trwają wiecznie…
- …mając na uwadze wszystkie materiały dowodowe – rozlega się głos przewodniczącego Wizengamotu i uwaga Albusa przeskakuje z powrotem ze wspomnień do ponurej sali sądowej – sąd podejmuje decyzję, iż więźnia Gellerta Grindelwalda czeka wyrok…
- …śmierci – pada stanowcze.
Przewodniczący Wizengamotu podnosi głowę i spogląda w kierunku krzyczącego. Albus wychyla się ze swojego miejsca i jego oczy napotykają bogate, kolorowe szaty bułgarskich czarodziejów.
- Po tym, co zrobił?! On na to zasługuje! – kończy tamten wzburzony.
- Zabić go! – podchwytują jego towarzysze – Nie możemy pozwolić, by uszło mu na sucho!
- Zabić!
„Aha, zaczyna się”, myśli Dumbledore.
W sali wybucha zamieszanie. Sędziowie Wizengamotu i zaproszeni zagraniczni goście zaczynają przekrzykiwać się nawzajem i spierać, chcąc przeforsować swoje zdanie. Nieobecny Grindelwald raz jeszcze skłóca czarodziejów i wprowadza zamęt.
A zegar tyka. Tik – tak…, tik – tak…
- Chwila! Panowie, proszę o spokój! – prosi przewodniczący, a gdy to nie skutkuje podnosi sędziowski młotek i uderza nim z całej siły w biurko – To sala sądowa, nie bar! Nie dajmy się ponieść emocjom!
Odgłosy kłótni powoli cichną, ale czarodzieje wciąż rzucają sobie nieprzyjazne spojrzenia. Grindelwald uczynił wiele złego poza granicami Anglii, a Bułgarzy roszcząc sobie pretensje do jego ukarania, oskarżają brytyjskich kolegów, że nie doceniają wagi sytuacji. Gospodarze uważają, że decyzja należy tylko i wyłącznie do ich wymiaru sprawiedliwości, bo to jeden z nich doprowadził do upadku groźnego czarnoksiężnika.
Atmosfera jest gęsta i nieprzyjemna. W zastygłej ciszy wciąż tyka monotonnie zegar.
- Dumbledore! – woła nagle ktoś ze zgromadzonych – Niech zdecyduje Dumbledore!
Spojrzenia sędziów kierują się na niego i Albus podnosi się z miejsca. Tak łatwo jest przerzucić odpowiedzialność na drugą osobę, przekazać decydującą pałeczkę. Przez krótką chwilę czuje żal, że wydarzenia musiały się tak potoczyć. Tęskni też za letnimi, upalnymi dnia pewnego lata, za łagodnym wiatrem chłodzącym rozpaloną skórę, za zielonymi odciskami trawy na nagim ciele i złotowłosą czupryną młodego Gellerta Grindelwalda. Tęskni za tym, co było kiedyś, za krótkotrwałym szczęściem zamkniętym w ramach godziny.
Tylko, że tamtego przyjaciela i tamtych dni już dawno nie ma. Uleciały wraz z pragnieniem czarnoksięskiej ambicji i hasłem „w imię większego dobra”.
Dzisiaj sądzi nie przyjaciela, a śmiertelnego wroga. Decyzję, którą podejmie, przypieczętuje upływający czas, który nigdy nie zawraca.
Tik – tak…, tik – tak…
- Zabijanie wcale nie jest takie łatwe, jak sądzą ludzie niewinni. Myślę, że żadne z nas nie chciałoby, aby nasza decyzja stała się triumfem zła – zaczyna Dumbledore, przykuwając uwagę obecnych – Na naszych czynach ciąży odpowiedzialność, a wyroki sądu nie mogą być podejmowane przez pryzmat rządzących nami emocji. Wiemy, iż Gellert Grindelwald w tym, czego dokonał, nie cofał się przed niczym i nikim. Ale wyrok śmierci nie sprawi, że zrozumie swój błąd i będzie go żałował. Proponowałbym dać mu coś, czego nienawidzi, czego nie może znieść i co będzie dla niego największą karą, jaką mógłby sobie wyobrazić.
- Co to jest? – pyta zniecierpliwiony bułgarski czarodziej.
- Życie.
Albus Dumbledore patrzy po zaskoczonych twarzach obecnych i leciutko się uśmiecha.
- Grindelwald nie znosi porażek. Nienawidzi smaku przegranej. Czuje się wyjątkowy i jedynym w swoim rodzaju. Pokonując go, zadaliśmy bolesny cios jego dumie. I będzie musiał z tym żyć, świadom kary, jaką nań nałożyliśmy. Ponadto, dlaczego nie potraktować go za pomocą tego samego środka, którego on wręcz nadużywał? Zamknąć w więzieniu, które sam stworzył? Niech otoczą go mury Nurmengardu!
W zastygłej ciszy patrzą na Dumbledore’a oczy, w których znać zaskoczenie, zdziwienie, aż wreszcie uznanie. Czarodzieje zdają sobie sprawę z ironii sytuacji. Oto kat ma znaleźć się w tych samych, mrocznych murach ponurego zamku, w których dotychczas więził swe ofiary. Miejsce symbolizujące jego potęgę i siłę zmieni się w symbol jego upadku i poniżenia.
Przewodniczący Wizengamotu kiwa powoli głową.
- A zatem, Nurmengard – ogłasza wyrok.
W tej samej chwili kukułka magicznego zegara oznajmia godzinę. Albus uśmiecha się melancholijnie pod nosem i cicho liczy uderzenia.
Wybiła dwunasta.


Ostatnio zmieniony przez ma_dziow dnia Sob 19:45, 28 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kaliope
Administrator



Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 182
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Czw 17:06, 29 Maj 2008    Temat postu: GODZINA

Obiecałam komentarz, więc piszę. Od razu ostrzegam, abyś szczególnie lotnych myśli się tu nie doszukiwała bo nie umiem komentować i męczę się strasznie gdy muszę coś wyskrobać na papierze.

Otóz jak zapewne wiesz ten tekst mi się podobał. Masz niepowtarzalny styl, który urzeka i sprawia, że człowiek ślini się do komputera i pochłania każde słowo.
Podoba mi się bezwzględność i wyrachowanie Albusa. z uśmiechem na ustach przekreślił całą przeszłość spędzoną z Gelertem i posłał go do więzienia. Jest jeszcze lepszy niż w Insygniach Pani Rowling.

Twój Gelert został tak wykreowany, że w końcu uwierzyłam, że ten człowiek mógł zawrócić w głowie młodemu Dumbledorowi.
W siedmioksiągu nie mogłam sobie tego wyobrazić.

Z całego tekstu najbardziej mi się podobały wsponienia z czasów młodośći. Czarowały mój umysł i serce. Takie ciepłe.

Nie wiem co jeszcze napisać, wszystko już ci przekazałam w rozmowach prywatnych.
Zapraszam do dalszego pisania - Oby tak dalej!
Kaliope


Ostatnio zmieniony przez Kaliope dnia Pią 22:07, 27 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Minea
Administrator



Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Pon 21:38, 16 Cze 2008    Temat postu:

Więc byłam na nie. Bo jakoś ten tekst nie mógł do mnie trafić. Ale 'W imię czego?' też nie mogło. Z czystej ciekawości i mojego uporu przeczytałam to jeszcze kilka razy, i jeszcze kilka i moje zdanie na temat opowiadania zmieniło się o 180 stopni. Pomyślałam, że do Godziny też uda mi się przekonać, jeśli przeczytam jeszcze raz.

Teraz czytam ten tekst po raz piąty i naprawdę mi się spodobało, choć do zachwytu mi daleko, a i miłość nie jest od pierwszego wejrzenia. Powiem może co mnie w tym tekście chwyciło za serce, a mianowicie styl. Nie ma tu wartkiej, szybkiej akcji, ale powolny rytm, do którego twój warsztat doskonale się dopasowuje. Pomysł nie powala, paring dość już obalony, sam motyw godziny ciekawy, ale w skali literatury też nie najnowszej świeżości. Na plus idzie styl, który w wartkiej akcji w Parszywej 13 z lekka poległ, tutaj zaś prezentował się znakomicie.

Nadal jestem na nie, ale gdy skupiłam się na stylu to on był tak idealny do tej miniaturki, że musiałam napisać ten komentarz. Powodzenia i pozdrawiam,
Minea.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Melpomene




Dołączył: 14 Cze 2008
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z miejsca, którego nazwy nie wolno wymieniać!

PostWysłany: Śro 1:06, 18 Cze 2008    Temat postu:

A ja mam mieszane uczucia. Ten tekst jest jak litera W. Dobrze zaczęłaś i dobrze skończyłaś, ale środek, cóż, nie podobał mi się.
Dobry pomysł - czas, któż wie o nim więcej niż Albus. Wykonanie - przeciętne. Styl jest lekki, chwilami za lekki. Początek to spojrzenie na czas z trochę innej perspektywy i wstęp do sytuacji i do tego nie mam zastrzeżeń. W końcówce zabrakło mi trochę stabilności, oparcia dla Dumbledore`a, większego wyrazu emocji. Natomiast środek jest, nie chciałam używać słowa katastrofalny, ale chyba najlepiej oddaje, co czuję. Jest jak coś, z czego zrywa się pierwszą warstwę, oczekując czegoś więcej, a dostaje się wielkie nic. Jest tam jeden dobry moment - skradziona chwila znad rzeki. I to wszystko. Oczekiwałam tego, czego zabrakło w kanonie. Nie wydarzeń z życia Albusa, tylko wachlarza emocji i konstrukcji życia wewnętrznego. Było, ale mało i trochę koślawo napisane. Grindelwald to postać w kanonie praktycznie nie występująca i jego postać trzeba dopiero stworzyć, opierając sie na tych skrawkach informacji, jakie posiadamy. Rzecz trudna, ale nie niemożliwa, jednak tutaj mi tego zabrakło.
Nie jestem na nie, ale tekst nie wywołał u mnie większych emocji i nie wniósł nic nowego.

M.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Sarna




Dołączył: 31 Maj 2008
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Rybnik

PostWysłany: Pią 20:37, 27 Cze 2008    Temat postu:

Jestem na tak.
Powolność... Uwielbiam to. Opowiadanie się toczy i toczy, powoli, bo po co się spieszyć...
Bardzo fajny pomysł z wykorzystaniem pojęcia godziny... A przepowiednia dodaje jeszcze uroku Smile
Ładny styl. Miło się czyta. Tak sunę po literach, nie męczy mnie to Smile
Gelert przedstawiony jako człowiek. Po prostu kochający człowiek. Świetne. Sama mogłabym się w nim zakochać xD

I tak jak mówiła już Kaliope - takie "ciepłe" przedstawienie wspomnień. Urzekło mnie to...

I świetna mowa Dumbla - całkowicie w jego stulu.

Jak najbardziej na tak.

Pozdrawiam,
Sarna.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna -> HP Fanfiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin