Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[M] Diabeł

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna -> Opowiadania, miniatury, drabble
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pokrzywa




Dołączył: 04 Wrz 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.

PostWysłany: Pią 13:23, 17 Paź 2008    Temat postu: [M] Diabeł

Opowiadanie pojedynkowe. Pojedynek przegrałam. Ale sam tekst uważam za jeden z moich najlepszych pomysłów i rada byłabym doprowadzić go do absolutnej perfekcji.

Poprawiono, 12 maja 2009.

------------------------------------------------
Podziękowania dla znajomej, która opowiedziała mi ze szczegółami, jak wygląda konfesjonał.
------------------------------------------------


Wieczny odpoczynek racz im dać panie…
Można w nich utonąć, jak w bagnie. Takim zielonym i śmierdzącym jak stado zdechłych skunksów.
…a światłość wiekuista…
Bije z nich jednak jakiś blask, obłąkańczy i fanatyczny. Spoglądasz w nie i wiesz, że jest jedną z tych, którzy nie wytrzymują długo w jednym miejscu, w bezruchu. Nigdy jej tu nie zamkną, wydostanie się na zewnątrz, chyba że całkiem ją unicestwią.
…niechaj im świeci…
A jak powszechnie wiadomo, to niemożliwe.
…Amen.
Wstała.
Zaraz zacznie się przebijać przez ścianę świata stworzonego po to tylko, by ją uwięzić.
Chyba czas się stąd zabrać, zanim zrobi się naprawdę śmiesznie.

***

Wieczny odpoczynek racz im dać panie…
Chodził po przykościelnym cmentarzu i przyglądał się nagrobkom, mając ochotę na nie napluć. Odmawiał jednak modlitwę za zmarłych, automatycznie, jakby umieścił w głowie kasetę z nagraniem i nacisnął klawisz "play", a tymczasem myślał o tym, że musiał tego dnia poprowadzić nabożeństwo w zastępstwie. Nie uśmiechało mu się to, zwłaszcza, że ludzie pewnie oczekiwali od niego płomiennych kazań - takich, jakich zwykle udzielał im tamten ksiądz. Nawet dobrze nie znał tego mnicha. Nikogo tutaj nie znał zbyt dobrze. To mu bardzo utrudniało działanie.
…a światłość wiekuista niechaj im świeci…
Dlaczego musiał pracować akurat tutaj? Przeniesienie było wbrew jego woli, wolał wykonywać polecenia w jakimś dużym mieście, a nie w tej dziurze, nawet jeśli tutaj było ognisko największych kłopotów w województwie. Przeklęty przyczółek wolności, zadziwiało go, jak takie niewielkie miasto może być tak przekorne i harde. I nieufne. Nawet wobec księdza.
Jak widać aktywna współpraca z SB wymaga poświęceń.
…Amen.

***

Siedział w konfesjonale, przysypiając znudzony opowieściami o grzechach. Nie wyniósł z tych zwierzeń nic wartościowego - Kowalska zdradziła męża po raz kolejny, problem w tym, że ksiądz wiedział o tym od dawna. W teczkach mają nawet na nią haka - kompromitujące zdjęcia z całej akcji. Malinowski z kolei… rozpuścił plotki o koledze, a tamten, biedaczyna, aż wyleciał z pracy. Tylko że nie z winy spowiadającego się, a raczej jego przyjaciela-agenta, który doniósł o powiązaniach Nowaka z "Solidarnością".
Zmęczony całodzienną pracą ksiądz chciał już wyjść z tej drewnianej, dusznej skrzynki. Trochę przed czasem, ale kogo to obchodzi?
Na odrapanym klęczniku, po drugiej stronie kratki, przyklękła jakaś kobieta.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus - wycedził.
- Zgrzeszyłam, ojcze - powiedziała tonem wskazującym raczej na dumę niż skruchę. Jej głos był obcy, na pewno nie należał do żadnej ze znanych księdzu pań z parafii.
Spojrzał na nią z pewną ciekawością, w końcu zawsze to coś nowego. Może ma do zdradzenia jakieś ważne informacje, albo jest kimś takim jak on, podobnie zakłamanym i fałszywym. Chociaż przyjaciel Nowaka to też agent, ale z zupełnie innych przyczyn. Nie donosiłby, gdyby na komisariacie nie pobito do nieprzytomności jego córki. Wiedział, że jeśli będzie się opierał, to dziewczynę zgarną jeszcze raz. I tym razem panienka z aresztu nie wyjdzie. Żałosny, słaby człowiek.
Jakiś błysk światła wpadł z uchylonych wrót kościoła i zaigrał na kruczoczarnych włosach dziewczyny, by prześlizgnąć się między kosmykami, odbić od drewnianej ścianki i wpaść w tęczówki oczu, które zabłysły jak u kota.
Kobieta przesunęła dłoń po obłażącym z lakieru drewnie i wsunęła palce w kratkę. Uśmiechnęła się tak, jak mógłby uśmiechać się pająk na widok wyjątkowo dorodnej muchy zaplątanej w cienkie, mocne nitki pajęczyny.
Huk.
Coś uderzyło w konfesjonał.
Ksiądz zamrugał powiekami i spojrzał w miejsce, gdzie przed chwilą widział parę rozpalonych oczu. Pusto. Kobieta znikła, jakby nigdy jej nie było. Najwyraźniej przysnął. Tak, to na pewno był sen.
- Proooszę ksieenndzaaa… - jęknęło coś pijanym głosem Nowaka i mężczyzna pojawił się za kratką.

***

Po wysłuchania Nowaka jednym uchem i nakazaniu pokuty, ksiądz siedział jeszcze chwilę w konfesjonale, nie mogąc się otrząsnąć z wrażenia, jakie na nim zrobił ten dziwaczny sen. Co to było?
Pewnie powinien sobie wziąć kochankę, w końcu od czasu, kiedy musiał się przenieść do tej zapadłej dziury, był zmuszony żyć w celibacie. A tutaj nie ma mowy, żeby jakakolwiek kobieta zechciała być kochanką księdza, nawet takiego jak on, niestarego i niebrzydkiego. Nie ma nawet żadnych nienormalnych nastolatek, które do takich zabaw ciągnęła skrzywiona ciekawość.
Westchnął i wstał, otrzepując sutannę. Ilekroć musiał tu spełniać swoje obowiązki kapłańskie, czuł się zakurzony, jakby był jedną z wielu rzeczy, które latami stoją nieruszane w jednym miejscu. Był dziwnie spokojny, że tutaj nie rozwinie skrzydeł i zmarnuje resztki swojej młodości.
Jego uwagę przykuł kawałek kolorowego papieru leżącego na posadzce kościoła, zaraz przed konfesjonałem. Schylił się więc, podniósł ów strzępek - papier był ciepły, jakby niedawno ktoś go wyjął z ognia - i zaczął się mu przyglądać.
Była to karta. Stara, mocno nadpalona, przydymiona, z nawet ładną koszulką po jednej stronie i dziwnym obrazkiem po drugiej. Jakieś trzy humanoidalne stwory koloru cielistego, rogate, z cienkimi ogonami, o ptasich stopach. Dwa mniejsze, w obrożach, stały na sznurku, zaś trzeci, większy od nich, o niebieskich skrzydłach i nogach, patrzył wrogo na księdza. Na dole widniał nietknięty przez płomienie napis "Le diable". Diabeł.
Miał ochotę wyrzucić kartę poza teren świątyni, bo chociaż nie miał zbyt wielkiego szacunku dla wiary, to ten kawałek papieru wydał mu się czymś szatańskim. Schował obrazek do kieszeni, obiecując sobie, że wyrzuci, jak tylko wyjdzie z kościoła.

***

Wieczny odpoczynek…
O, tak. Siedzą w sali i deliberują, jak ją powstrzymać w nieogarniętym pędzie. Rozważają, szukają wytłumaczeń i próbują za pomocą rozumu i logiki odgadnąć punkt, w którym ona rozpocznie swoje dzieło.
…racz im dać panie…
Tylko kto powiedział, że ona myśli logicznie? Ich ograniczone umysły nigdy nie pojmą jej istoty, ewolucyjnie najwyższej i najdoskonalszej z nas wszystkich. Ale niech próbują, niech próbują ją zrozumieć i unicestwić.
…a światłość wiekuista…
Łudzą się, że potrafią ją okiełznać i zniszczyć.
…niechaj im świeci…
Idioci.
…Amen.

***

Śnił.
Znów siedział w konfesjonale, znów kobieta z drapieżnym wzrokiem i dumą w głosie wodziła dłonią po drewnie. Jednak tym razem nikt jej nie przeszkodził, nikt nie zmusił jej do opuszczenia świątyni. Wplatała palce w kratkę, spoglądała na księdza z uśmiechem na pełnych ustach, czerwonych jak plama świeżej krwi na ścianie pokrytej beżową tapetą.
Czarownica.
Po chwili powoli wstała i odeszła w kierunku wrót kościoła. Obejrzała się raz, jakby zachęcająco, a jej oczy zabłysły zielenią, przywodzącą na myśl zatęchły szlam bagienny. Drzwi były zamknięte, w kościele duszno, ale włosy wiedźmy rozwiał podmuch wiatru. Zalśniły w świetle przeświecającym z witraża, niczym skrzydła kruka lądującego nad padliną.
Kobieta mrugnęła do księdza, zagryzła wargę i uśmiechnęła się prowokacyjnie krwistymi ustami.
Obudził się i zapalił światło. Potarł dłonią twarz, przyłożył rękaw piżamy do czoła, spływającego gorącym potem.
To tylko sen, przekonywał się. To tylko sen.
Sięgnął znów do wyłącznika i zamarł wpół ruchu. Na szafce nocnej leżała świeża karta, przedstawiający znany mu już obrazek trzech humanoidalnych stworzeń.
Karta dymiła, a słaba strużka dymu dążyła pod sufit, miękko i spokojnie.

***

Ona zostawia swój ślad, czytelny tylko dla wybranych. Zwodzi magów, uparcie szukających jej w miejscach, gdzie nigdy by nie zstąpiła. Smukłymi palcami o czerwonych paznokciach kontroluje pajęczyny podtrzymujące lalki i zmuszające je do tańca, tak jak ona im zagra. Wdziera się do ich umysłów, penetruje myślą ich dusze. Odnalazła już tego, kto jest jej godzien, swoją ulubioną marionetkę, i cynicznie się nią bawi. Opętanie jest już tylko kwestią czasu.
Obłąkana mistrzyni teatru lalek. Czeka nas zdumiewające widowisko, wlewające do umysłów przerażenie, lęk, chorą fascynację i rozkoszne obsesje. Przy tym żadne serce nie może pozostać obojętnym.

***

Wyszedł z konfesjonału i rozejrzał się czujnie. Świece rozjaśniały lekko wnętrze świątyni żółtawym blaskiem, ich płomień był spokojny i nieruchomy, zdawało mu się nawet, że przyjazny. Żadnego wiatru, żadnych przeciągów. Diabelska działalność znikła tak nagle, jak się pojawiła. Można byłoby nawet pomyśleć, że to tylko zły sen - przeciwko temu świadczyła jedynie nadpalona karta, której nie mógł wyrzucić. Lecz i ona w tym spokoju nie była już tak złowroga, jak jeszcze kilka dni temu.
Na pewno te wizje to efekt przejściowych problemów, być może z systemem nerwowym. A jakiś zaangażowany politycznie młodziak dostrzegł to i postanowił trochę bardziej postraszyć znienawidzonego księdza, być może nawet domyślał się, że ów ksiądz jest agentem. W końcu nietrudno obserwować kogoś w tym kościele, ukryć się można łatwo i mieć wgląd we wszystko, co się dzieje, od ołtarza po wrota.
Widziadła i karta w nocy…? A, tak, przecież spał przy oknie, łatwo było i obserwować i coś podrzucić.
Doszedł więc do wniosku, że nie było w tym wszystkim nic szatańskiego. To dobrze, już prawie skłonny był jednak uwierzyć, że szatan i Bóg istnieją, to by zmusiło do weryfikacji jego poglądów, a tego nie lubił. Wystarczyło, że za młodu musiał dokonać przewartościowania swojego życia, stawić czoło faktowi, że to, czemu się poświęcił, wstępując do zakonu, tak naprawdę nie istnieje.
Zadowolony przeszedł przez kościół i chciał udać się do zakrystii, ale jedna ze starszych kobiet, które zostały po mszy, modląc się w ławkach, podniosła się i zatrzymała go.
- Proszę księdza… - odezwała się nieśmiało. - Proszę księdza, czy ksiądz mi pomoże?
Uprzejmie zatrzymał się, odwrócił do niej, lecz nie powiedział ani słowa.
- Ja ufam księdzu, ksiądz jest wybrany przez Boga, by pomagać ludziom… Martwię się o wnuczkę, może mi ksiądz coś poradzić? Ksiądz jest z dużego miasta, ksiądz wie, jak rozwiązywać takie problemy…
Skinął głową.
- Słucham - mruknął niezbyt życzliwie. Staruszka trochę się speszyła, ale ciągnęła cicho:
- Wnuczka na pewno bywała u księdza na spowiedzi, ksiądz wie pewnie… ona się zadaje z bardzo nieodpowiedzialnym chłopakiem… ksiądz nikomu nie powie, prawda? - szepnęła.
- Oczywiście, że nie.
- Boję się, że ona może być w stanie błogosławionym, ale bez ślubu… co mam zrobić? Nakłonić do ślubu? Ksiądz nie musi mi mówić, z czego się spowiadała, ale czy udzieliłby ksiądz ślubu brzemiennej, by dziecko nie urodziło się w grzesznym związku? Sąsiedzi mogą gadać, ale… - zająknęła się - boję się, że jak ją wyrzucę, zostanę sama na świecie, chyba nie mogę wyrzucić wnuczki, ona nie ma nikogo… poza tym to mógłby być mój prawnuczek… może chrzest…
- Dziecko nieczyste nie ma prawa do normalnego życia - przerwał jej. - Nie wolno go chrzcić, jawnogrzesznicy w domu nie wolno trzymać, tak mówi Biblia. Wierzę, że zrobisz, córko, co do ciebie należy - uśmiechnął się podle.
Zostawił staruszkę na środku kościoła i udał się do zakrystii, przyszykować się szybko do wyjścia. Parafianka zabrała mu cenny czas, a miał tego dnia zgłosić się do oficera bezpieki, by przekazać wszelkie zdobyte informacje. Nie było ich wiele, a tych szczególnie ważnych było najmniej. W sumie i dobrze, będzie mógł wcześniej wrócić i się wyspać. Rano musiał rano wstać, nie był jeszcze dla władzy na tyle ważny, by mógł liczyć na to, że kupi cokolwiek bez porannych, długich kolejek, a ludzie nie chcieli go przepuszczać. Nie był lubiany, ale miał nadzieję, że już niedługo nie będzie musiał się tym przejmować. Może jego zaangażowanie w socjalizm zostanie wreszcie dostrzeżone i nagrodzone.
A jeśli ta stara zrobi, jak jej kazał, być może jej młoda, ładna wnuczka również zgłosi się po pomoc do księdza... uśmiechnął się na samą myśl o tej dziewczynie.
Wyszedł, zamykając drzwi na klucz. Zapowiadał się bardzo dobry dzień.

***

Wieczny odpoczynek racz im dać panie…
Magowie zastanawiają się pewnie, gdzie ona teraz jest. Dopiero co odnaleźli jej marionetkę, o parę chwil za późno - porzuconą, ale nadal zawieszoną na pajęczynach. Znów spóźnieni, nie schwytali jej, a człowiek jest już skażony jej wpływem.
…a światłość wiekuista niechaj im świeci…
Jestem pod wrażeniem. Rzadko ma się możliwość obserwowania tak wyrafinowanej gry. Nawet mnie nie zabolało, że zostałem również potraktowany jak marionetka - w obliczu takiej perfekcji bycie kukiełką jest zaszczytem. Magowie mogą mnie więzić, ale to niedługo potrwa…
Amen…
…zaraz zacznie się drugi akt.

***

Oparła się o drzwi kościoła. Krótka sukienka, czerwona jak krew wypływająca z tętnicy, ukazywała smukłe nogi wiedźmy, a jej krucze włosy ocierały się o szyję, niczym cienkie, długie węże, czekające tylko na jej rozkaz, by ukąsić.
Podszedł do niej bliżej. Wsunął rękę w to kłębowisko węży, miękkie, jedwabiste i przelewające mu się przez palce, zupełnie jakby stanowiły płynną całość. Jej ciemna, cynamonowa skóra lśniła jak oszlifowany kamień, a usta, podkreślone czerwoną szminką, uśmiechały się szelmowsko.
Nie mógł patrzeć jej w oczy. Można w nich utonąć, jak w bagnie, takim zielonym i śmierdzącym jak stado zdechłych skunksów. Jasne światło igrało w jej tęczówkach w tym bagiennym, zgniłozielonym kolorze. Nie mógł patrzeć jej w oczy.
Ale spojrzał.
I przepadł.
Poczuł, jak oplatają go macki, chociaż nic nie widział poza czernią, cynamonem, purpurą i zielenią.

***

Wieczny odpoczynek…
Widzę ją. Widzę, jak na dłoni. Widzę ich. Ją i jej Diabła. Trzyma w dłoni kartę Tarota, a ona na jego piersi ryje paznokciem kontury trzech postaci. Dwóch w obrożach, na smyczy i trzeciej, skrzydlatej. Jej ulubiona marionetka, atrakcja teatru lalek.
…racz im dać panie…
Magowie zawiedli. Patrzą razem ze mną i spuszczają głowy, z poczuciem iż przegrali. Albo z poczuciem wielkiego zgorszenia. To też jest możliwe. Chyba powinni się bać, w końcu jak ona tylko skończy, zabierze się za nich. Jej moc została ostatecznie wyzwolona.
…a światłość wiekuista…
Jej krwiste usta przysysają się do jego szyi, by wypić tę brudną krew, a karmazynowa suknia, zsunięta z ramion, rozdarta, nie osłania już jej cynamonowego ciała. Najlepszy moment. Oto właśnie jest płodzony najstarszy z nowego rodzaju demonów, najstraszniejszy, w połowie człowiek, a więc najgorsza bestia z nas wszystkich. Czuję, że to będzie chłopiec, chłopiec o wielkiej mocy, spłodzony w konfesjonale z księdzem. To takie cyniczne.
…niechaj im świeci…
Zawsze chciałem mieć brata.
…Amen.


Ostatnio zmieniony przez Pokrzywa dnia Wto 22:48, 12 Maj 2009, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kate-rama




Dołączył: 25 Sie 2008
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: a bo ja wiem

PostWysłany: Wto 14:39, 11 Lis 2008    Temat postu:

Najpierw się poczepiam:

Cytat:
Takim zielonym i śmierdzącym jak stado zdechłych skunksów.

Ocieka klimatem, ale "takim" moim zdaniem nie jest do niczego potrzebne, zdanie spokojnie można połączyć z poprzednim, a czy widziałaś kiedyś zielone skunksy?

Cytat:
Spoglądasz w nie i wiesz, że jest jedną z tych, którzy długo nie wytrzymują w jednym miejscu.

Niepotrzebnie naplątane. Że, którzy, dwa przecinki aż, a dałoby się ładniej i zwięźlej.

Cytat:
A jak powszechnie wiadomo, to niemożliwe.

Prowadzę osobistą krucjatę przeciwko niepotrzebnym spójnikom na początku zdania.

Cytat:
A tymczasem myślał o tym, że musiał tego dnia poprowadzić dziś nabożeństwo w zastępstwie. Nie uśmiechało mu się to

Po pierwsze, znów ten paskudny spójnik na początku, a po drugie niespójność czasowa. Skoro myślał, że musiał, to kolejny czasownik "nie uśmiechało" nie powinien wprowadzać nawet nici przypuszczenia, że owo nabożeństwo ma się dopiero odbyć.

Cytat:
Siedział w konfesjonale, przysypiając znudzony opowieściami o grzechach.

Przecinek po przysypiając, albo zupełnie zmień konstrukcję zdania.

Cytat:
Nie dowiedział się niczego wartościowego. Kowalska zdradziła męża po raz kolejny, problem w tym, że ksiądz wiedział o tym od dawna.

Powtórzenie

Cytat:
zaigrał na kruczoczarnych włosach dziewczyny

Zamiast "na", daj "w", będzie zgrabniej.

Cytat:
Kobieta znikła jakby nigdy jej nie było.

Przecinek po "znikła"

Cytat:
Była to karta. Stara, mocno nadpalona, przydymiona, ale widać było ładną koszulkę po jednej stronie i dziwny obrazek po drugiej.

Nadużywasz "była", "było", i to nie tylko tutaj.

Cytat:
w którym ona zacznie swoje dzieło.

Może "rozpocznie"?

Cytat:
wpół ruchu

Nie jestem przekonana co do łącznej pisowni "wpół" w tym przypadku. Chociaż...

Cytat:
Swoimi smukłymi palcami o czerwonych paznokciach kontroluje pajęczyny podtrzymujące lalki i zmuszające je do tańca, tak jak ona im zagra.

Swoimi niepotrzebne.

Cytat:
Czeka nas zdumiewające widowisko, wlewające do umysłów przerażenie, lęk, chorą fascynację i rozkoszne obsesje, przy którym żadne serce nie może pozostać obojętnym.

"Przy którym" odnosi się do widowiska, ale tego nie widać poprzez nagromadzenie rzeczowników później. Wygląda niegramatycznie.

Cytat:
Oparła się na drzwiach kościoła.

Ciężko mi sobie to wyobrazić Smile Może "o drzwi"?

Cytat:
usta, podkreślone czerwoną szminką uśmiechały się szelmowsko.

Jeśli przecinki, to już konsekwentnie, a więc i po "szminką".

Cytat:
Jej krwiste usta przysysają się do jego szyi, by wypić jego krew

Dwukrotne "jego" jest zabiegiem świadomym?

A teraz powiem, że bardzo mi się podobało. Opowiadanie ma strasznie fajny klimat, piszesz świetnie, opisy wręcz malujesz, zamiast je wydrapywać rylcem długopisu. Niby nie jestem jakąś fanatyczką tematyki księżowskiej, ale wszystko tu było jak dla mnie na miejscu i przykuwało uwagę. Odnośnie jeszcze tych opisów, przypomniał mi się jeden z "Panów Samochodzików" - niemal w tym samym klimacie promienie słoneczne na włosach i wiedźmy kryjące się w kościołach.
Treść nieco niknie pod "wyglądem zewnętrznym", ale całość jest przemyślana i konsekwentna, słowa modlitwy przeplatają się ładnie z myślami postaci i kwestiami narratora. Najwyraźniejsza jest kobieta, choć niezbyt oryginalna, to i tak piękna.
Dygresja na koniec: jak oni się razem zmieścili w tym konfesjonale, żeby spłodzić potomka? W kościołach w moim mieście aż takich dużych nie ma, ksiądz ledwo się mieści, nie mówiąc już o rozochoconej samicy Smile

pozdrawiam Kasia
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Minea
Administrator



Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Pią 0:01, 19 Gru 2008    Temat postu:

Ojej. Ty wiesz, że ja Cię uwielbiam, Ty wiesz. Ale to było trochę mętne. Zgadzam się z kate-ramą. Wspaniale piszesz, wodzisz czytelnika za nos, a tutaj zostawiłaś go nie wyjaśniwszy do końca zagadki. Przyznam szczerze, że czytam miniaturkę już któryś raz, a nadal nie jest dla mnie jasna. Raz zdaje mi się, że już znalazłam przesłanie i zaraz złapię wątek, chwile potem wszystko mi ucieka. Modlitwa nie pasowała mi do myśli bohaterów, w przeciwieństwie do Kasi.

Mam wrażenie jakby było w tym ukrytego coś naprawdę fajnego, wartego szukania, czytania, notowania, uwagi. Ja nie mogę do tego dojść i to bardzo boli. Będę wdzięczna za jakieś wyjaśnienie, bo mnie to będzie męczyć.

Może jeszcze trochę o postaciach. Ksiądz. Nie zadowolił mnie jako postać tajemnicza, jako agent, bystry i inteligentny. Zabrakło mi błysku w oku, błyskotliwej uwagi, odpowiedzi. Z przedstawionej przez ciebie postaci wyszedł mi obraz znudzonego życiem, pseudo księdza vel. czyhającego na dziewictwo 'nienormalnych' nastolatek zdziadziałego faceta. To nie to!

Następnie kobieta. Nie powiem, typowa uroda, czerwona sukienka, też dość utarta. Ale jakimś cudem mi się spodobała. Fajnie ją wykreowałaś. Jest, znika i zostawia po sobie pamiątkę - kartę. To o niej chcemy coś wiedzieć, co robi, dokąd zmierza, co chce osiągnąć i jaki ma cel.

Możliwe, że wszystko to o czym mówię podałaś na tacy, ja jednak pisze jak to czuję, a poczułam to właśnie tak. Zanim skończę to pragnę cię jeszcze ochrzanić, bo czemu masz takie świetne pomysły, a robisz z tego miniaturki. Taki świetny materiał na coś dłuższego. Przemyśl to. I czekam na więcej.

Pozdrawiam, Minea.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pokrzywa




Dołączył: 04 Wrz 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.

PostWysłany: Wto 22:49, 12 Maj 2009    Temat postu:

Hm, odnośnie tej czarownicy, to sama nie bardzo wiem, jak ją opisać. Pojedynek był na temat, że coś uciekło, panoszy się i miesza w porządku świata, wyobrażałam sobie ją jako coś w stylu wcielenie Lilith albo innej pramatki wszystkich demonów, zmysłowej, ale pełnej nienawiści do ludzi, szczególnie mężczyzn (wszak Lilith miała być pierwszą żoną Adama, ale nie zgodziła się na uległość i uciekła z Raju). Miałam zamiar stworzyć postać nielogicznej, obłąkanej, ale w pewnym sensie genialnej istoty, to chyba mi nie do końca wyszło, mea culpa.
Ksiądz... cóż, trochę go poprawiłam, mam nadzieję przynajmniej. To znaczy jest chyba teraz mniej jednoznacznie sukinsynem, oby nie był przekorny i tym sposobem dał się trochę uczłowieczyć.
Ogólnie to opowiadanie można określić jako produkt aktywności demona, który siedzi mi w głowie i tworzy lepkie, umrocznione historie. Jak kiedyś ten potwór wyjdzie z mojej głowy, to może być niemiło Razz
Ale trochę nie czuję się na siłach to rozwijać w dłuższą historię, obawiam się, że nie potrafiłabym zachować w tym tego szlamowatego uroku.

Edit: poprawione po raz kolejny, tym razem w dobrą stronę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aaa4




Dołączył: 04 Kwi 2017
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 17:07, 04 Kwi 2017    Temat postu:

-Nie. Trzeba widziec roznice miedzy poczuciem obowiazku i kaprysem zaspokajania swoich zachcianek.

-Mowisz do mnie tak, jakbym byl dzieckiem. Juz nim nie jestem. Jestem tym, kim mnie uczyniles, i wiem, co znaczy obowiazek. Szanuje twoje zasady, prosze wiec, zebys ty szanowal moje.

Guide na chwile zaniemowil. Zdumiala go pewnosc siebie Itale.

-Szanowal? Co szanowal? Twoje teorie, twoje poglady, czyjes slowa, dla ktorych chcesz to wszystko odrzucic? Osiagnales pelnoletnosc, nie musisz mnie sluchac, ale nie mozesz tknac swego dziedzictwa, dopoki nie ukonczysz dwudziestu pieciu lat, i chwala za to Bogu.

-Nie ruszylbym go wbrew twojej woli...

-Aleje odrzucasz, odwracasz sie do niego plecami, do wszystkiego, na co pracowalem. Nie jest twoje, zebys mogl je odrzucic! - Byl to krzyk z glebi serca.

Itale odpowiedzial z rozpacza w glosie:

-Ja go nie odrzucam - wroce, kiedy bedziesz mnie potrzebowal...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna -> Opowiadania, miniatury, drabble Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin