Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[NZ] Płetwulka

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna -> Opowiadania, miniatury, drabble
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kaliope
Administrator



Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 182
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Pią 18:43, 31 Lip 2020    Temat postu: [NZ] Płetwulka

Płetwulka powstała na konkurs literacki pewnego wydawnictwa. Ostatecznie nie zdążyła się napisać, skończyłam ją dopiero teraz. I tym sposobem nie zostałam sławna i bogata Smile

Przed wami 2 pierwsze rozdziały.


PŁETWULKA


ROZDZIAŁ I


Ostatnia tego dnia lekcja, ciągnęła się jak guma do żucia.

- Do odpowiedzi, uśmiechnięty od ucha do ucha, biegnie pędzi…
Palec nauczyciela, powoli i nieubłaganie przesuwał się po nazwiskach w dzienniku uczniowskim.

Głos nauczyciela było jedynym dźwiękierm przerywającym zastygłą ciszę, jaka panowała w klasie.

Trwała lekcja historii, a Aleksander Białugin, nauczyciel i jednocześnie dyrektor szkoły, co chwilę wywoływał kogoś do tablicy. Pytania zadawał podchwytliwe i tendencyjne.

Jako człowiek, był cyniczny, złośliwy i sarkastyczny. Miał skłonności do obrażania uczniów i innych osób, których nie lubił.
Objął tą funkcję jeszcze za Caratu i skwapliwie dalej wypleniał „polskość” z dzieci już za Bolszewików.

Nasza niezwykła opowieść zaczyna się w ostatnich dniach września 1918 roku, kiedy to Polska była pod trzema zaborami. Wokół trwała Wielka Wojna, a gnębiony naród Polski znikąd wyczekiwał zbawienia.

Dyrektor bardzo się starał, by jego wychowankowie zapomnieli o polskich korzeniach. Wypaczał pamięć historyczną i tępił język, którym się posługiwali.

Wiedział, że to trudna misja. Mieszkańcy Wsi z rozrzewnieniem wspominali dawne czasy, a większość mężczyzn zamiast służyć w wojsku Zaborców, uciekła walczyć w Legionach jakiegoś tam Piłsudskiego.

„Walka o wolność, gdy się raz zaczyna, z ojca krwią spada dziedzictwem na syna…” - powtarzali ludzie cytując zakazaną przez Zaborców literaturę.

W czasach, gdy realnie groziło wynarodowienie, to właśnie w domach rodzinnych starsi dbali o zachowanie wartości i kultury. W każdym domostwie, ukrywano cenne książki.


- Proszę, tylko nie ja, nie ja - dziesięcioletnia Ada Badowska szeptała cicho te słowa jak mantrę. Bała się Białugina śmiertelnie i nieraz wraz z bratem wpadała w kłopoty u dyrektora.

Jej brat Filip, tak samo jasnowłosy i niebieskooki, siedział obok i tylko podrygiwanie nogi, pokazywało ja bardzo się denerwuje.

Tuż za nimi pochlipywała Zuzia Pająk, której dyrektor zdążył już postawić złą ocenę.

- Do odpowiedzi,uśmiechnięty od ucha do ucha, biegnie, pędzi…

- ...biegnie, pędzi Stefek Burczymucha… - dokończył cichym szeptem Julek Obrębski – naczelny figlarz klasy.

Rozbawieni uczniowie natychmiast umilkli, gdy ostry głos Białugina wywołał Julka do tablicy.

- Nasz Burczymucha, opowie nam o wyzwalaniu XVIII wiecznej Warszawy spod uścisku tyrana Kościuszki – drwił dyrektor.
Pełnym satysfakcji wzrokiem patrzył na zaskoczoną i oburzoną tym sformułowaniem grupę.

Wersja historii, której ich uczył, mocno różniła się od tej przekazywanej przez ich ojców i dziadków.

Niczym jastrząb polujący na polną mysz, czyhał na śmiałka, który odważy się zaprotestować...

- Nie znoszę go! - narzekał Julek, zły stopień, ostrą burę i dzwonek kończący lekcję później - Jest zły do szpiku kości!

Lekcja historii była ostatnią, jaką mieli tego dnia w planie. Część osób już się rozeszła, a kilka osób jeszcze się ociągało. Stojąc za szkolnym rogiem i słuchając głośnego protestu Julka - zastanawiali się co robić dalej.

- Może pójdziemy na ryby? - Filip przerwał na chwilę monolog kolegi i rozejrzał się z nadzieją, czekając na reakcję reszty.

Prawdopodobnie, ostatnie już w tym roku ciepłe promienie słońca mocno zniechęcały go do szybkiego powrotu do domu. Nadchodziła deszczowa jesień i należało cieszyć się dobrą pogodą póki jeszcze było można.

W zimne, ponure jesienno-zimowe wieczory ludzie siedzieli w domu, cicho szepcząc po kątach. O wielkiej biedzie we wsi, o młodych mężczyznach gdzieś tam daleko w wojennych okopach, o dawnych czasach.

Ostatnio coraz częściej szeptali o Chorobie.

Złowróżebne wieści, co jakiś czas przychodziły w listach od ojców i braci. Poczta szła długimi miesiącami, często opisywane zdarzenia były już dawno nieaktualne, ale we wszystkich listach powtarzało się coraz bardziej straszne jedno słowo. Zaraza.

Rozchodziła się po ogarniętej wojną Europie, śmiertelna i groźna zabierając za sobą wielu młodych ludzi.

Zabawy spędzone na wolnym powietrzu, pozwalały dzieciom ze wsi chociaż na chwilę zapomnieć o kłopotach.

- Muszę wracać do domu – powiedział zniechęcony Julek, kopiąc ze złością kamień.

- My idziemy do Antka sklejać latawce – Kuba wyminął pochlipującą wciąż Zuzię i pobiegł za kolegą.

Czarnowłosa Esterka Waiss odkrzyknąwszy słowa pożegnania, podbiegła do czekającej na nią w bryczce Niani i odjechała.

- Chodź! - Ada chwyciła brata za rękaw bluzy. Dwoje dzieci ruszyło piaszczystą drogą w kierunku skąpanego w popołudniowym słońcu miejscowego jeziora.

Obfitujące w ryby jezioro, było głównym dostarczycielem pożywienia dla żyjących w wojennej rzeczywistości okolicznych mieszkańców. Od czasu do czasu, można było tam złapać też i raki, a w nadbrzeżnych trzcinach licznie gniazdowało ptactwo.

Rodzeństwo bardzo lubiło jezioro. Spędzali tam każdą wolną chwilę. Czasem towarzyszył im dziadek, który strugając patyki na wędki - snuł fantastyczne opowieści. Opowiadał o rusałkach, syrenach i innych tajemnicach skrywanych przez te wody. Ponoć przez środek jeziora przechodził wielki rów, pod którym znajdowało się drugie dno. Wedle bajań dziadka, to tam kryły się pieczary zamieszkiwane przez różne stwory.

Syreny porywały za sobą nieostrożnych śmiałków, którzy nocą odważyli się tu pływać łódką. Historie wspominały też o Krakenie, który kilka wieków temu, wciągnął w głębiny całą wrogą armię.

Dziadek będący istną skarbnicą okolicznych podań i legend, wspominał też o wielkich skarbach i kwiatach paproci, które można zdobyć w lasach, tylko w czasie Nocy Świętojańskiej.

Filip w te bajki już dawno nie wierzył, ale bardzo lubił ich słuchać.

Idące piaszczystą drogą chłopca i dziewczynkę, minął na rowerze listonosz. Gdy ich rozpoznał , zatrzymał się na moment i pogrzebał w swojej przepastnej torbie.

- Filip, Ada! -zawołał wesoło – Mam list dla was!

Był to młody siedemnastoletni chłopak. Jego wesoły śmiech i zadziorna mina rozświetlały nastroje zmęczonych biedą i wojną ludzi. Jaśka lubili wszyscy.

Rzucił im teraz białą kopertę, życzył dobrego dnia i odjechał ścigany przez szczekającą sforę wioskowych psów. Powiewające u dołu spodni frędzle wskazywały, że raz czy dwa psom udało się sięgnąć celu.

Ada szybko rozerwała kopertę i przebiegła wzrokiem początek

- To od Taty! - krzyknęła podekscytowana.

- Chodź! - Filip pociągnął siostrę za sobą i wspólnie pobiegli nad brzeg jeziora.

Ukryci wśród trzcin, z zapartym tchem czytali słowa skreślone ręką ich Ojca. Zapewniał ich matkę o głębokiej tęsknocie i miłości, uspokajał ze czuwa nad ich starszym bratem Ignacym i wyrażał nadzieję, że niedługo wróci do domu.

Ojciec i Brat, gdy wybuchła Wielka Wojna zostali powołani do carskiego wojska. Udało im się uciec i dołączyć do I Kadrowej Józefa Piłsudskiego. Wychowywani w duchu patriotycznych wartości, nie wyobrażali sobie, aby mieli służyć gdzie indziej.

Ojciec pisał listy regularnie. W koszarach, na skrzynce z amunicją, podczas śniadania czy krótkich postojów.

Moim największym marzeniem jest aby się ta wojna najszybciej skończyła i żebyśmy mogli do Was z Ignacym powrócić – czytała na głos Ada.

...żyć szczęśliwie, bez żadnych więcej chorób i Wojen. Wokół szaleje zaraza, kula mnie ominie, przed bagnetem się uchylę, ale przed tym ciężko uciec. Ale nic. Przetrwamy to, bo po złym nastaje dobre i dla nas tak samo muszą nadejść te wesołe, szczęśliwe dni”.

- No pewnie, że to przetrwamy! - Filip wymachiwał drewnianą wędką, którą zwykle ukrywał wśród trzcin - Pogonimy ich wszystkich!

- Kogo pogonicie? - rozległ się głos za ich plecami. Odwrócili się przestraszeni. Ada szybko schowała list, ale nie uszło to uwadze intruza. - Kto do was napisał?

W większe kłopoty nie mogli wpaść. Kilka kroków od nich stał wysoki, ciemnowłosy chłopak.

Ze swoim szyderczym uśmiechem malującym się na szczurzej buzi i długim haczykowatym nosem - Dimitrij Białugin był wierną kopią swojego ojca.

Był tak samo arogancki, podstępny i złośliwy. Dima, jak zwykle wołali na niego koledzy - był mistrzem łamania szkolnych przepisów. Z racji pozycji jego ojca – wszelkie występki uchodziły mu na sucho.

Skradając się korytarzami, podsłuchiwał Kolegów i skwapliwie donosił ojcu ich przewiny.

Był o dwa lata od nich starszy i jak niespokojnie zauważył Filip – silniejszy.

Teraz podejrzliwie spoglądał na kieszeń, w której Ada ukryła list.

Tysiące myśli przebiegło przez głowę Filipa. Tą przewodnią była ta, że ich rodzina, będzie miała nie lada kłopoty, jeśli zaborcy dowiedzą,się że utrzymują listowny kontakt z oficerem wojska polskiego.

- Tto, to…, wskazówka – wyjąkała Ada – Mówi jak znaleźć skarb w tym jeziorze.

- Skarb? - zadrwił Dima. - I niby wy wiecie jak go zdobyć?

Jego mina i ton mówiły, że ani trochę nie uwierzył w jej słowa. Czujne oczy cały czas miał utkwione w kieszeni sukienki Ady.

Zdesperowana Ada, odnalazła w pamięci wszystkie fantastyczne opowieści dziadka o kryjących się na dnie jeziora tajemnicach.

Jej cichy szept, niczym modlitwa rozległ się po skąpanej popołudniowym słońcem okolicy.



Okręć się przez ramię razy trzy,
Spójrz jak Jezioro skrzy i wołaj!
Biada wam Krakeny i potwory, biada Wam!
Od dziś Skarb Jeziora należny jest Nam!
Dalej! Zanurz wędkę w mroczną toń i wołaj!
Biada wam Krakeny i potwory, biada Wam!
A wnet skarby wysypią ci się na dłoń!



- Dawno takich bzdur nie słyszałem! - zarechotał Dima, przerywając magiczną chwilę – Jak by to była prawda, to żyliby tu sami bogacze. Nie mogę doczekać się kiedy opowiem o tym ojcu!

- To tajemnica, nikt nie może o tym wiedzieć! - zawołała przestraszona Ada. Bała się, że żarty Dimy sprowadzą na nich kłopoty.

- A więc Filipie, Okręć się przez ramię razy trzy, Zanurz wędkę w mroczną toń i wołaj! Od dziś Skarb Jeziora należny jest Nam! - śmiał się starszy chłopak, popychając kolegę w kierunku wody.

Filipowi bardzo zależało na odciągnięciu uwagi Dimy od listu, dlatego postanowił grać w grę wymyśloną przez siostrę. Teatralnym gestem zarzucił zaostrzony patyk z przyczepionym na końcu haczykiem i wypowiedział „magiczne” słowa.

- Tym czymś żadnej ryby nie złowisz, a tym bardziej Skarbu – dokuczał dalej Dima.

A jednak, wędka drgnęła. Jej koniec zanurzył się głębiej i pod wodą coś się zaczęło szamotać.

- Ciągnij! - krzyknął podekscytowany Dima, zapominając natychmiast o dokuczaniu.

Filip chwycił mocno wędkę i szarpnął się do tyłu. Nadbrzeżne błoto sprawiło, że się poślizgnął, ale nie wypuścił zdobyczy.

Troje dzieci z zapartym tchem patrzyło na szamocącą się rybę.

Adzie od razu wydała się piękna. Miała krótkie, okrągłe ciałko w złotym kolorze, które przechodziło w czerwień u nasady ogona. Czarne oczka patrzyły na nich badawczo, jakby ich oceniając.

Po chwili cisza została przerwana.

- Dzień Dobry, jestem Płetwulka






ROZDZIAŁ II



- Aaaaaa! Ona mówi! - Filip odskoczył przestraszony, wypuszczając wędkę z rąk.

- Jaka śliczna jesteś! – zachwyciła się Ada, łapiąc kij w locie. Ostrożnie wyjęła haczyk z ciała rybki i położyła ją na swojej dłoni – Jakim cudem potrafisz mówić?

- Te wody są zaczarowane – odezwała się Płetwulka – Jeśli ktoś zna zaklęcie, może poznać ich tajemnice. Wy je znaliście.

Rodzeństwo spojrzało po sobie zdezorientowane. Wyglądało na to, że dziadek w swoich opowieściach sporo pominął. Na przykład gadające złote rybki.

Do podobnego wniosku doszedł Dima.

- Dlaczego, JA nic o tym nie wiedziałem?

- Bo to tajemnica – wymamrotała oszołomiona Ada.

- To prawda – przytaknęła Płetwulka – Tylko osoby o prawych sercach mogą poznać nasze tajemnice.

-To gadających rybek jest więcej? - Filip ostrożnie zbliżył się do siostry.

- Ja i moje dwie pozostałe siostry: Łuskulka i Głębinulka. Będą się bardzo niepokoić, gdy do nich nie wrócę. Wypuście mnie, a spełnię po życzeniu dla każdego z was.

Czarne oczy Płetwulki spoglądały na nich wyczekująco.

- Ten, kto wymyślił że dzieci i ryby głosu nie mają, musiał być wyjątkowym głupcem! - powiedział z niesmakiem Dima. - Naprawdę uczynisz wszystko, o co poproszę, jeśli cię wypuszczę?

.
Zastanówcie się czego pragniecie,
I czy głupoty nie chlapniecie.
Czar działa raz na lat sto
A otrzymać go może, nie byle kto.



Płetwulka spokojnie czekała na ich decyzję..

- Raz, na sto lat?! - oburzył się Dima - A potem, co? Mam czekać kolejne sto lat? To ja już wolę cię upiec na kolację!

Przestań! - uciszyła go Ada, widząc przerażenie Złotej Rybki. Nikt, nie będzie nikogo piekł – uspokajała Płetwulkę - Co mamy zrobić?

- Zastanówcie się czego pragniecie, a potem to wypowiedzcie – odpowiedziała drżącym głosem Płetwulka, patrząc podejrzliwie na Dime.

Ada się zamyśliła. O czym mogła marzyć? Życzenie musiało być wyjątkowe.

O złocie? Za nie, jej mama mogła kupić jedzenie, załatać dziurę w dachu, powiększyć dom, czy kupić konia. Konia nie mieli, odkąd ojciec pogalopował na nim na front.

W jej myślach pojawiła się bryczka Esterki Waiss. Tata Esterki był właścicielem banku w pobliskim mieście i można było powiedzieć, że jest bogaty.

O władzy? Ale czy dzięki niej było się dobrym i szczęśliwym człowiekiem? Patrząc na Dimę, Pana Dyrektora i resztę jemu podobnych, Ada stwierdziła że nie.

Więc czego mogła pragnąć?

...wokół szaleje zaraza, kula mnie ominie, przed bagnetem się uchylę, ale przed tym ciężko uciec... - słowa ojca wdarły się w rozmyślania dziewczynki.

Dziadek zawsze powtarzał, że na nic się nie zdadzą bogactwa i władza jeśli zdrowie nie dopisuje.

Można mieć wiele marzeń i planów, ale wszystko to przepada gdy organizm odmawia posłuszeństwa.

I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Ada odczuła spokój. Już wiedziała, o co poprosić. Spojrzała w czarne oczy Płetwulki i odrzekła uroczyście.

- Pragnę, aby wszyscy których kocham, byli zdrowi.

- Masz dużo miłości w sobie, mała Ado – wyszeptała Złota Rybka – Niechaj tak będzie.

Trzciny naokoło zaszumiały, wody Jeziora zafalowały, gdzieś w oddali huknął grzmot.

- Chciałbym aby wojna się skończyła – marzył głośno Filip

- Już niedługo – obiecała Płetwulka i odwróciła się do Dimy.

- A ja wolę się nie ograniczać do jednego życzenia – odpowiedział zadziornie Dima, wprawiając w zdumienie pozostałą trójkę – Twoja wolność Płetwulko, za wolność obu Twoich sióstr. One będą spełniać moje życzenia.

Ada pisnęła z przerażenia, Filip drgnął, jakby chciał się wdać bójkę z drugim chłopcem. W ostatniej chwili chwili przytrzymała go siostra.

Tylko Płetwulka zachowała względny spokój. Wpatrywała się nieruchomo w twarz Dimy, badając i oceniając. Jedynie drgające złote płetwy zdradzały, jej ogromne zdenerwowanie.

- Jesteś chciwy – odrzekła w końcu – Niech się tak stanie, jeśli tego pragniesz.

Piorun huknął tuż nad nimi. Błyskawica rozdarła niebo, wiatr zawył i zaczął padać rzęsisty deszcz.

Ciężkie lodowate krople spadły za kołnierz Filipa, przypominając że czas wracać do domu.

Ada jednak się ociągała. Podeszła do wzburzonego Jeziora i wyciągnęła rękę. Płetwulka wyskoczyła z jej dłoni wprost do wody. Obok niej pływały jej siostry.

Łuskulkę, Ada rozpoznała od razu. Jej płetwy wydawały się iskrzyć na perłowo, wyraźnie odcinając się od złotego ciałka.

Głębinulka była największa z sióstr. Wszystkie trzy, żegnały się teraz mocno przytulone do siebie.

Ada zamrugała czując wilgoć na policzkach. Łzy mieszały się z kroplami deszczu.

Wyminęła triumfującego Dimę, chwyciła Filipa za rękę i razem pobiegli piaszczystą drogą do domu.

- Kto to widział, żeby tak wpadać do mieszkania?!– utyskiwała mama, gdy dzieci zjawiły się w progu. Jednocześnie próbowała zmierzyć Filipowi temperaturę i usadzić protestującą córkę na krześle.

Rodzeństwo, przekrzykując się jedno przez drugiego - gorączkowo streszczało wydarzenia.
Do uszu zaskoczonych dorosłych dotarła niewiarygodna opowieść o skarbach, zaczarowanych jeziorach i złotych rybkach.

- I wtedy ona przemówiła! – recenzował przejęty Filip do matki. - a On je uwięził.

- Musimy je ratować, już! - Ada tupnęła nogą,chcą zmusić dorosłych aby jej uwierzyli i poszli za nią.

Dziadek spojrzał z powątpiewaniem za okno, gdzie co jakiś czas błyskawice rozświetlały sylwetki smaganych wiatrem drzew. Na podwórku już się tworzyły wielkie kałuże.

- Zwierzęta nie mówią – skrzywił się dziadek, rozsiadając się wygodniej w ciepłym fotelu - No, chyba, że w Wigilię – dodał szybko, zanim Filip zdążył zaprotestować.

- Naopowiadał im tata, jakiś bajek i teraz skutek! - narzekała mama - O! Jakie policzki rozpalone. Dzieci chore, jak nic! Do łóżek!

Pijąc gorące mleko z miodem, wmuszone w nią przez mocno zaniepokojoną Matkę, Ada zastanawiała się, dlaczego jej nie uwierzyli?

Dlaczego dziadek zachowywał jakby nigdy nie słyszał historii i legend o stworach zamieszkujących podwodne pieczary?

Sam je tyle razy im przecież opowiadał!

Wrzała w niej adrenalina, w głowie kłębiło się tysiące myśli.

Słysząc ciche pochrapywanie brata, snuła śmiałe plany.

Deszcz bębnił o szyby, mijały nocne godziny, ale Ada już nie zasnęła.


Ostatnio zmieniony przez Kaliope dnia Pią 18:46, 31 Lip 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna -> Opowiadania, miniatury, drabble Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin