Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

[M] Riksiarz

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna -> Opowiadania, miniatury, drabble
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kate-rama




Dołączył: 25 Sie 2008
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: a bo ja wiem

PostWysłany: Czw 21:19, 18 Wrz 2008    Temat postu: [M] Riksiarz

Była miękka jak włóczka, z której w wolnych chwilach robiła szaliki. Moja babcia. W starym mieszkaniu, blisko rynku, wszystko wydawało się swojskie. Długie zwoje szalików, niczym węże, przesuwały się po dywanie w moją stronę. Uciekałam, aż na ścianę i drzwi, i dopiero babcina opowieść umiała sprowadzić mnie z powrotem na posadzkę. Zapalała lampkę, a ja siadałam jej na kolanach. Mówiła, dopóki nie usnęłam, potem rozbierała mnie i przenosiła na łóżko.

Postaci z jej bajań, w które wtedy wierzyłam jak w najświętszą prawdę, pojawiały się w snach.
Spotykałam wróżki i księżniczki, żaby zamienione w książąt, czarodziejów i królów. Wśród tej radosnej gromady czasami jednak pojawiał się smętny osobnik, "Riksiarz", jak nazywała go moja prywatna bajarka. Jechał przez mroczną pomroczność i zabierał ludzi w ostatnią podróż swoją rikszą. Byłam zbyt mała, żeby wiedzieć, co to riksza; jednak pewnego dnia tajemniczy pan przybył i babcia podążyła wraz z nim dziwnym pojazdem do miejsca, skąd nie było powrotu.

Potem było nowe mieszkanie. Gęstość i zapach farby olejnej, hałas przesuwanych mebli i ciekawskie oczy sąsiadów. Wznieśliśmy się nad ziemię i odtąd moim ulubionym zajęciem stało się przesiadywanie na balkonie. Dorastałam, obserwując świat z wyżyn niewielkiego prostokąta, jedną stroną przyczepionego do bloku. Kiedy schodziłam, czułam się dziwnie. Mała i chuda, zamknięta w sobie. Czasem bawiłam się z dziećmi na podwórku i wtedy obserwowałam mój balkon, ostoję bezpieczeństwa.

Mama wieczorami recytowała mi wiersze Broniewskiego. Uczyła mnie wrażliwości, a potem uciekała na dyżur do szpitala. Kilka nocy w tygodniu miałam tylko dla siebie.

W dzień z balkonu, w nocy z o wiele bliższej odległości, obserwowałam ulicę. Wtapiałam się w nią. Wąchałam, odczuwałam, smakowałam.

Ulica Miła wcale nie jest miła
Ulicą Miłą nie chodź, moja miła...


*

Piętro niżej mieszkało młode małżeństwo z dwójką dzieci. Cały blok roił się od bachorów, ale te spod ósemki w niczym nie przypominały czeredy z podwórka. Już bardziej podobne były do mnie. Nigdy nie widziałam ich z balkonu. Miałam wrażenie, że chowają się przed światłem słonecznym. W nocy rozpoczynały koncert i mnie, wychowanej wśród subtelności, puchły uszy. Mama kilkakrotnie próbowała dostać się za drzwi numer osiem. Za każdym razem wracała z niczym i nic nie chciała powiedzieć. "Jeszcze bardziej spuchną ci uszy", mawiała. Koncerty trwały czasami do rana. Zadziwiające, jacy geniusze kryli się w naszym bloku. Skalą głosu znacznie przewyższali Violettę Villas i jej wszystkie koty.

Na parter zabłąkał się Armen, bez dowodu, bez żony i bez dzieci. Sympatyczny, ale we dnie również nie było z niego pożytku. Nocami rechotał do mnie szczerbatą i rumianą paszczą. Aromat Armena nie przypominał mi niczego, ale według mamy "ten człowiek" śmierdział bimbrem. "Fuj, a fe!", i tyle się dowiedziałam. Naprzeciw drzwi Armena, w pustym mieszkaniu, straszyły butelki i pudła. Każdy blok ma podobno swoje Waterloo; dozorca wielokrotnie próbował odwrócić bieg historii, ale przegrał, jak i wszyscy inni. Armen na widok dozorcy rechotał jeszcze szerzej i klepał się po wydatnym brzuchu, i wtykał palce dłoni w brodę, i zataczał się na ścianę ze śmiechu.

W piwnicy przesiadywała Ona. Ciemniejsza na twarzy niż Armen, chuda i zła. Wyglądała jak wiedźma z opowieści babci. Strach było iść po ziemniaki czy po rower. Ona wypadała zza węgła, wytrzeszczała oczy, potrząsała włosami i krzyczała coś niezrozumiale. Mama umówiła się z sąsiadką, panią z naprzeciwka, i razem schodziły na dół, w ciemność. Ja nie chodziłam tam nigdy, jednak nocami Ona garnęła się do ludzi. Była na ulicy i na schodach. Przy ewentualnym spotkaniu krzyczałam wniebogłosy i uciekałam wyżej, wyżej, aż na strych. Nawet wtedy, kiedy mama nie miała dyżuru, też potrafiłam krzyczeć i uciekać. Budziłam się zlana potem, roztrzęsiona i pełna obaw. Z reguły po czymś takim rozpoczynałam strajk na balkonie, przechodziło mi po pierogach z jagodami. Naturalnie do następnego spotkania.

W środku naszego pionu zamieszkiwał pan Tadzio, siwy staruszek. On również lubił noce. Potrafił wstawać o trzeciej po południu. Schodził do sklepu po bułki, a najczęściej kupował tylko chleb, i to razowy. "I znów mi wszystko zjedli"- żalił się dowolnej napotkanej osobie, a z braku osoby psu lub kotu.
Wychodziłam nocą na klatkę, na schody, a zza drzwi pana Tadzia dolatywały mnie dźwięki fortepianu. Akompaniował krzykom dzieci z ósemki, plugawym przekleństwom Armena i chichotowi czarownicy z podziemi.

Bachory na podwórku były przeważnie wrzaskliwe i brudne. Znakiem rozpoznawczym stawały się zdarte kolana i podbite oczy. Graliśmy czasami w dwa ognie albo w piłkę nożną, innym razem próbowaliśmy zadziwić wszystkich wokół wyczynami na trzepaku. Nocą spali. Oprócz tych spod ósemki, oczywiście. Ci musieli, niby pan Tadzio, przesypiać pół dnia, magazynując energię na nocne występy.

*

W nocy nad ulicą Miłą - gwiaździsta ospa.
W nocy na ulicy Miłej - rozpacz.

Zachorowałam. Grypa, ponura i ciemna jak grób. Mowy nie było o balkonie, a kiedy mama wyszła na dyżur - o zwyczajowej, nocnej eskapadzie.
Leżałam w łóżku, gapiąc się w sufit. Przypomniała mi się babcia i jej opowieści; księżniczki całujące żaby i ów niedobry Riksiarz. Pewnie miałam gorączkę, bo niektóre postacie stawały mi przed oczami jak żywe. Owijałam szyję babcinym szalikiem i odwracałam się na bok, na drugi, i tak w kółko.
Potem może zasnęłam. "Może", bo nie wiem, czy osunęłam się w sen nagle, jak w przepaść, czy też miękko, jak w puch. Mogłam też po prostu pozostać na łóżku. Obudziły mnie krzyki.

Nad miastem noc rozpościerała tiulowe welony. Dobrnęłam do drzwi, o mały włos nie przewracając się w przedpokoju. W bloku było jasno, pozaświecali światła, krzyczeli. "Ratunku, ratunku!" - słyszałam. Ratunku. Zaczęłam schodzić po schodach, spotkałam sąsiadkę i sąsiada z naprzeciwka, w piżamach. Schody zdawały się nie mieć końca, szłam i szłam, a przecież to wszystko stało się bardzo szybko.

Ktoś był u pana Tadzia. To staruszek krzyczał przejmującym głosem "Ratunku!" Cały blok runął do jego mieszkania, drzwi rozsunęły się jak paszcza hipopotama. Widziałam bose pięty, gołe nogi. Ktoś dusił niewinnego człowieka brudnymi od zbrodni rękami. Może miał broń. Fortepian odezwał się kilka razy, jękliwie. I znów szybko. Nagle przez tłum przebił się Armen. Wytargał przestępcę na zewnątrz, albo sam został wytargany. Nie zauważyłam. Ale napastnikowi zło dodało sił. Armen runął w dół po schodach, a obcy zaczął uciekać. Ktoś za nim, jeden, drugi.
Armen leżał, strużka krwi ciekła mu z ust.

- Jak sze masz, Kasza? - powiedział do mnie cichym głosem i nawet się uśmiechnął.
Więcej nie usłyszałam, ale to było smutne, takie smutne. Zapomniałam o przestępcy. Dopiero później, następnego dnia, dowiedziałam się: napastnika zatrzymała Ona. Złapała go za włosy, taka słaba, a złapała i zatrzymała. Ludzie dobiegli z góry i obezwładnili go.
Ale to dopiero później. Tamtej nocy po prostu poszłam na balkon. Noc łkała gdzieś nad dachami, a ja spojrzałam w dół. Alejką między trawnikami nadjeżdżał Riksiarz. Zatrzymał się przed blokiem. Armen pojawił się obok niego, pomachał mi. Odmachałam.
I pojechali.


(...) ja tą ulicą nie chodzę,
choćby mi było po drodze.
Nawet kiedy do ciebie się śpieszę,
nie idę ulicą Miłą,
bo kto wie, czy się tam nie powieszę.




Zacytowane fragmenty pochodzą z wiersza W. Broniewskiego "Ulica Miła".
Opowieść o Riksiarzu faktycznie funkcjonuje, babcie ją czasem jeszcze opowiadają.


Ostatnio zmieniony przez kate-rama dnia Pią 14:06, 19 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pokrzywa




Dołączył: 04 Wrz 2008
Posty: 86
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: baszta przy wejściu do Piekła. Za bramą, pierwsza na lewo.

PostWysłany: Pią 16:14, 19 Wrz 2008    Temat postu:

Już wypowiadałam się o tym opowiadaniu na Młodych Talentach.
Nadal mam anse do Armena, bo nie wiem, kto zacz. Nie wiem, czy to jest jego imię, na takowe mi wygląda, ale podejrzanie też kojarzy się z Armenią. Jak jednak powszechnie wiadomo mieszkaniec Armenii to Ormianin. Może o to chodziło. Ale jeśli "Armen" to imię bohatera - jest dobre i pasujące. Jeśli to imię, wypadałoby też dać jakieś coś o narodowości, bo imię zbyt nachalnie kojarzy się z Armenią i sprawia wrażenie błędu.
Cytat:
"I znów mi wszystko zjedli"- żalił się dowolnej napotkanej osobie, a z braku osoby psu lub kotu.

Tutaj nadal brakuje spacji przed myślnikiem.
Wszystko, co miałam do powiedzenia o opowiadaniu, powiedziałam już dawno. Zakończenie jest wyjątkowo dobre, ale treść trochę mniej. Jak już wcześniej pisałam na MT, opisy postaci wydają się zbyt mało powiązane z fabułą, zbyt oderwane od niej.

EDIT: Sprawdziłam Armena - jest to imię ormiańskie, więc może być.


Ostatnio zmieniony przez Pokrzywa dnia Nie 0:09, 04 Sty 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Minea
Administrator



Dołączył: 25 Kwi 2008
Posty: 140
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Olsztyn

PostWysłany: Sob 23:49, 03 Sty 2009    Temat postu:

To było dziwne.

Wiesz co, Kate? Czytam twoje teksty na Eryniach, czytam na Gildii. I wszystkie, absolutnie wszystkie są inne. I dziwne w tej inności. Nie potrafię tego inaczej ująć. Spróbuję jednak bardziej sensownie ugryźć opowiadanie.

Po pierwsze: za nic nie da się do tej dziwności przyczepić. Ani podważyć. Jest i ma być. Po drugie: po twoich tekstach to z człowiekiem zdaje się być coś nie tak, nie z tekstem. Po trzecie: coś w tej dziwności jest przyciągającego.
'Riksiarz' wiele nie odbiega od tych trzech punktów powyżej. Po raz kolejny nie mogę zarzucić ci niedopracowania czy jakiś 'ale' względem stylu. Po raz wtóry mierzę się z twoim utworem i choć podświadomie czuję, że wszystko jest w idealnym porządku, zdrowy rozum sprowadza mnie na ziemię z pytaniem 'A teraz wyjaśnij mi o co w tym chodziło' i tu już się gubię.
Być może, nie powinnam komentować tego opowiadania, skoro w zanadrzu nie mam nic konstruktywnego na swoją obronę, ale chcę żebyś wiedziała, że twoje teksty nie leżą odłogiem i nikt ich nie czyta. Czasem tylko mamy problem jak określić nasze uczucia do tekstu, ty zawsze stwarzasz nam taki problem. Stąd być może tylko jeden komentarz pod tekstem.

Czytać twoje teksty to dla mnie czysta przyjemność. Styl masz wyrobiony, błędów brak, pomysłów wór (i jeszcze oryginalnych) i wątpię czy pierwszą czy już kolejną fankę, jaką jestem ja. Czekam na więcej.

Pozdrawiam, Minea.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ma_dziow




Dołączył: 28 Kwi 2008
Posty: 117
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 0:57, 04 Sty 2009    Temat postu:

Podpisuję się pod postem Minei rękami i nogami. To było rzeczywiście dziwne. Ale tak dziwne, że aż tą swoją dziwnością urzeka.

Masz tendencję do pisywania tego typu tekstów. Takich, nad którymi trzeba usiąść i się pogłowić. Ale to dobrze, bo zmuszasz czytelnika do refleksji.

Riksiarz ma w sobie ogromny potencjał. Tylko że ty nie potrafiłaś go właściwie wykorzystać. To takie moje subiektywne odczucie. Z tego opowiadania można bylo zrobić perełkę. Teraz nie jest źle, przeciwnie, jest bardzo dobrze, ale czuję niedosyt. Czegoś mi jednak brakuje.
Jakbyś nie dość do niego przysiadła. Gniecie mnie wrażenie, jakbym czytała nie pełny tekst a streszczenie. Już Ci chyba kiedyś zarzuciłam, że piszesz tak, jakby to był jeden z wycinków iluś tam rozdziałów. Stałam z boku i nie mogłam wskoczyć do środka, w pełni zanurzyć się w tym, co piszesz.

Zgrzytnął mi opis bohaterów. Niby dobrze, bo wprowadzałaś nas w świat mieszkańców kamienicy. Ale z drugiej strony - trochę to bylo przydługie jak na tak krótką miniaturkę. Przy kolejnej postaci, która przecież większej roli tu nie odegrała, zaczęłam się irytować.

Podobało mi się jak przedstawiłaś wydarzenia oczami dziecka. No tak, Riksiarza moglo zobaczyć przecież tylko dziecko. Tworzyłaś fajny nastrój.

Gryzie mnie to opowiadanie, bo jednocześnie mnie te zgrzyty trochę zirytowały, a jednocześnie to jest kawałek dobrej prozy.

Gratulacje!


Ostatnio zmieniony przez ma_dziow dnia Nie 15:44, 04 Sty 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Gildia Muz - Forum Literackie Strona Główna -> Opowiadania, miniatury, drabble Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin